W zeszłym roku (2024) Przewodnicząca Rady Osiedla Oporów poprosiła mnie o napisanie biogramów moich Rodziców, wraz z krótkim wspomnieniem ich działalności pedagogicznej w tutejszej szkole. Artykuł ten miał znaleźć się wśród innych opracowań o niezapomnianych mieszkańcach wrocławskiego osiedla Oporów (obejmujących okres od zakończenia II wojny światowej do końca ubiegłego stulecia). Wszystkie te teksty miały złożyć się na monografię, planowaną do opublikowania w maju 2025 r. - kiedy to minęła 80 rocznica zakończenia II wojny światowej. (Co skutkowało m.in. we Wrocławiu - całkowitą wymianą ludności. Rozpoczął się wówczas kolejny, polski rozdział dziejów tych ziem).
Niestety - z przyczyn mi nieznanych - nie doszło dotąd do realizacji tego pomysłu, sprawy przeciągają się w czasie - minęło już 9 miesięcy od napisania przeze mnie zamówionego tekstu (przesłałam także do Inicjatorki przedsięwzięcia dwa dodatkowe artykuły o mieszkańcach Oporowa: o doktorze Antonim Bigdzie - ekonomiście, tworzącym podstawy szkolnictwa ekonomicznego w powojennym Wrocławiu oraz o inżynierze Andrzeju Pachlewskim - członku Akademickiej Straży Uniwersytetu (ASU) w latach 1945-47, późniejszym generalnym projektancie gospodarki wodnej w LGOM (BPBP "Cuprum").
Ponieważ do mojego artykułu o Rodzicach - na moją prośbę - dodało swoje wspomnienia kilkunastu byłych uczniów - tym bardziej chciałabym, by te reminiscencje nie zaginęły gdzieś w zasobach mego komputera. Dwie planowane operacje chirurgiczne także nie dają mi już czasu na dalsze oczekiwanie na moment, kiedy wydanie tych opowieści w wersji papierowej będzie możliwe.
Dlatego - póki jeszcze jestem w miarę sprawna - postanowiłam zamieścić na moim blogu wszystkie trzy teksty, by każdy, zainteresowany historią Oporowa i biografiami powojennych mieszkańców osiedla, mógł się z nimi zapoznać.
Zapraszam dziś do pierwszej opowieści - o moich Rodzicach.
Beata Bigda,
Wrocław, czerwiec 2025 r.
Blanka Najman-Kaczorkowa i Jerzy Jan Kaczorek –
nauczyciele SP15 na wrocławskim osiedlu Oporów
od września 1960 roku po przełom wieków XX i XXI
we wspomnieniach córki – Beaty Bigda
Wrocław, wrzesień 2024 r.
Rodzice moi rozpoczęli pracę w Szkole Podstawowej nr 15
przy ul. Solskiego 13 we Wrocławiu 1 września 1960 roku.
Blanka Najman-Kaczorkowa uczyła muzyki (zajęcia „wychowanie muzyczne”), prócz tego – w latach 60., 70. i 80. XX w. prowadziła trzygłosowy chór szkolny oraz dziecięco-młodzieżowe zespoły rytmiki i tańca, a także zespoły instrumentalne.
Jerzy Jan Kaczorek uczył rysunku, malarstwa („wychowanie plastyczne”), techniki („zajęcia praktyczno-techniczne”) oraz prowadził szkolne koło plastyczne i modelarnię lotniczą w pracowni technicznej, którą nieustannie udoskonalał.
Oprócz pracy pedagogicznej w szkole Rodzice pełnili także funkcje wizytatorów metodyczno-przedmiotowych w Kuratorium Oświaty i Wychowania wrocławskiej dzielnicy Fabryczna.
oraz kilkoma nagrodami Ministra Oświaty i Edukacji Narodowej.
W Trzeciej Rzeczpospolitej otrzymał Medal Edukacji Narodowej i Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski (1989, 1990).
Przyszła na świat w Dąbiu nad
Nerem, w roku 1933, w rodzinie nauczycieli. Wyniosła z domu rodzinnego głęboką
wiarę w wartość codziennej, pożytecznej pracy – ku Bożemu upodobaniu. Rodzina
Blanki wywodziła się ze społeczności
braci czeskich – kontynuatorów średniowiecznego ruchu husyckiego.
Dzieciństwo (które przypadło na dramatyczny okres okupacji podczas II wojny
światowej) spędziła w Zelowie – miasteczku
założonym przez potomków osadników z Taboru Wielkiego, Taboru Małego i
Czermina, którzy w roku 1802 zakupili Zelów od polskiego ziemianina i zaczęli
organizować tam życie swojej społeczności.
Jednota braci czeskich w wiekach XVI, XVII i XVIII wielokrotnie doświadczała
prześladowań religijnych, które powodowały kolejne fale emigracji. Osadnicy
Zelowa, w tym Najmanowie z Moraw, pochodzili z trzeciej emigracji i należeli do
tzw. radykalnych taborytów, żyjących według Pisma Świętego.
W czasie II wojny światowej (wbrew zakazom władz okupacyjnych) w zelowskich
domach organizowano edukację religijną, historyczną i polonistyczną. Między
innymi wystawiano jasełka polskie w czasie Świąt Bożego Narodzenia, gdzie
pomiędzy wierszami biblijnej opowieści pobrzmiewało patriotyczną nutą, wraz z
„Warszawianką”, graną na skrzypcach w duecie przez rodziców Blanki: Irenę i
Wilhelma, a śpiewaną przez liczne grono zebranych tam Polaków i Czechów.
Od najwcześniejszych lat Blanka chłonęła wiedzę, zarówno w zakresie mowy
ojczystej, literatury, historii Polski i Europy, jak również tańca klasycznego
i ludowego oraz muzyki chóralnej i instrumentalnej.
Przygotowywała ze swymi podopiecznymi widowiska wokalno-taneczne o różnorodnej
formie i tematyce (m.in. „Opera dziecięca”1, „Quiz muzyczny” w
formie scenicznej2), przedstawienia teatralno-muzyczne (m.in. „Pyza
na polskich dróżkach”3, Widowisko teatralne: „W podzięce tym, którzy
żyją i tym, którzy polegli”4), a w późniejszych latach także występy
na koncertach instrumentalnych (m.in. Zespół fletów prostych, Zespół cymbałków
chromatycznych5).
Wielokrotnie zespoły taneczne, instrumentalne i chór szkolny prowadzone przez Blankę zdobywały czołowe nagrody w okręgowych przeglądach artystycznych, występowały także w Filharmonii Wrocławskiej, w Polskim Radiu i Telewizji, w salach widowiskowych i teatralnych Dolnego Śląska.
Równolegle z pracą zawodową ukończyła studia wyższe w Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu z wynikiem bardzo dobrym (wówczas uczelnia ta nosiła nazwę: Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna we Wrocławiu).
Swoją wiedzą i twórczą artystyczną energią z zapałem dzieliła się zarówno z córką Beatą, wnuczką Martą, jak i z liczną gromadą kolejnych pokoleń uczniów – aż do kresu swej nauczycielskiej aktywności.
W latach 2010-11 opublikowała w piśmie religijno-społecznym „Jednota” serię
artykułów z cyklu: „Fragmenty pamiętników urodzonych w Polsce potomków braci
czeskich”, obejmujące lata 1802-2002.
Pomimo przewlekłej niedyspozycji zdrowotnej, która z czasem przeradzała się
nieubłaganie w coraz cięższą niewydolność oddechowo-krążeniową – była zawsze
pełna energii i inicjatywy, rzadko narzekając na samopoczucie. Starała się,
mimo narastających ograniczeń zdrowotnych, jak najpełniej funkcjonować i
realizować kolejne plany życiowe.
Blanka zmarła w sierpniu 2013 r. w Łodzi, gdzie spoczywa na Starym Cmentarzu
Ewangelickim, w grobowcu rodziny Najmanów.
***
JERZY JAN KACZOREK
Urodził się w roku 1937 w Tuliszkowie, w rodzinie nauczycielskiej. Późniejsze
dzieciństwo i młodość spędził w Pabianicach, gdzie uczęszczał do cieszącej się
przedwojennymi tradycjami Jedenastoletniej Szkoły Ogólnokształcącej TPD I-XI
im. Królowej Jadwigi (szkoła ta powstała w 1915 r., a w 1919 r. stała się
Państwowym Gimnazjum im. Królowej Jadwigi - obecnie jest to II Liceum
Ogólnokształcące im. Królowej Jadwigi) oraz ukończył Seminarium
Nauczycielskie (kierunek plastyka), pod
opieką prof. Bonieckiego, który był z kolei uczniem słynnego artysty malarza Leona
Wyczółkowskiego.
Jerzy rozpoczął pracę zawodową, prowadząc zajęcia z malarstwa i rysunku w Domu Kultury w Pabianicach. Latem 1960 roku sprowadził się wraz z żoną Blanką do Wrocławia, gdzie podjął pracę w Szkole Podstawowej nr 15. W trakcie swej niemal pół wieku trwającej pracy nauczyciela plastyki, zajęć praktyczno-technicznych i modelarstwa lotniczego stworzył jedną z najlepszych szkolnych pracowni technicznych w kraju. Prowadził programowe zajęcia plastyki oraz koło plastyczne, ćwicząc z uczniami różnorodne techniki rysunkowe, malarskie i graficzne.
Wyposażenie pracowni technicznej, którą zorganizował, zapewniało podopiecznym możliwość samodzielnego projektowania i wykonywania najróżniejszych przedmiotów użytkowych – od oksydowanych świeczników, przez drewniane zabawki, aż po modele latające rozlicznych kategorii, latawce i balony na podgrzane powietrze.
W niedługim czasie stworzył w oporowskiej szkole Modelarski Klub Lotniczy. Prowadzona przez niego modelarnia wychowała kilka pokoleń młodych konstruktorów-modelarzy. Uczestnicy zajęć plastycznych i modelarze lotniczy przygotowywani przez Jerzego wielokrotnie zdobywali laury na wystawach, w konkursach i na zawodach wojewódzkich, ogólnopolskich i międzynarodowych.
Na Mistrzostwach Świata (1992 r.) Modeli Halowych we Wrocławiu zdobyli tytuły Mistrzów Świata, a rok później Mistrzów Europy. Na przełomie wieków XX i XXI młodzicy zdobyli kilka medali Mistrzów Polski w Mistrzostwach Polski modeli swobodnie latających.
Jerzy był inicjatorem, organizatorem i współorganizatorem wielu zawodów modelarskich
zarówno lokalnych, jak i Mistrzostw Polski - po Mistrzostwa Europy i Świata,
m.in. Mistrzostw Świata Modeli Halowych w ówczesnej Hali Ludowej (obecnie: Hali
Stulecia), pełniąc funkcję dyrektora sportowego. Wielokrotnie był także głównym
sędzią lub zasiadał w jury zawodów. Posiadał uprawnienia dyplomowanego instruktora
modelarstwa lotniczego wydane przez AWF Wrocław i Aeroklub Polski Warszawa.
Od roku 1960 publikował relacje z zawodów modelarskich oraz artykuły z autorskimi
planami modelarskimi, rysunkami, zdjęciami, fotogramami w prasie lotniczej –
modelarskiej w Polsce i za granicą („Skrzydlata Polska”, „Modelarz”, „Plany
Modelarskie”, „Modellistica”, „Le Modele Reduit d’Avion”, „Aeromodeller”, „Vol
libre”).
Jest także autorem dwóch książek – podręczników dla modelarzy lotniczych,
instruktorów i nauczycieli, z autorskimi rysunkami technicznymi: „Modele halowe
do gier i zawodów lotniczych”6 oraz „Orzeszki – halowe modele
samolotów”7.
Od 1980 roku współpracując z Aeroklubem Polskim wykonał projekty kompleksowych
opraw plastycznych (plakatów, znaczków, biuletynów, zaproszeń, medali, itp.)
dla ponad 20 imprez o randze Mistrzostw Europy i Świata organizowanych przez
Aeroklub Polski i Federację Międzynarodową Lotników (FAI).
W Telewizji Polskiej – w programie ogólnopolskim - prowadził cykliczny „Kącik modelarski” w programie dla młodzieży pt. „Skrzydła”, emitowanym w latach 70. z ośrodka TVP Wrocław.
Na przełomie wieków XX i XXI prowadził zajęcia i wykłady na kursach dla nauczycieli, pragnących zdobyć uprawnienia do prowadzenia zajęć w modelarniach lotniczych z młodzieżą – organizowane w Centralnej Szkole Szybowcowej w Lesznie Wlkp. przez Aeroklub Polski i Akademię Wychowania Fizycznego we Wrocławiu.
W tym okresie - już jako emerytowany nauczyciel - prowadził zajęcia z młodzieżą w Modelarskich Klubach Lotniczych, znajdujących się w MDK im. M. Kopernika i w Gimnazjum nr 40 we Wrocławiu.
Po śmierci żony Blanki odbyło się we Wrocławiu kilka wystaw prac olejnych i
pasteli Jerzego. Pierwsze dwie (zbiorowe – wraz z pracami architektów: córki
Beaty i zięcia Stefana Bigdy) przy okazji spotkań artystyczno – literacko – muzycznych,
organizowanych
przez rodzinną Internetową Galerię Sztuki „Art-Imaginis”: w >Klubie pod
Kolumnami< przy pl. Św. Macieja8 oraz w >Klubie Muzyki i
Literatury< przy pl. Kościuszki9,
a następnie w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 9 (dawnej SP 15) na
Oporowie w październiku 2013 r.10, natomiast w latach 2016 – 2018
miały miejsce dwie ekspozycje - wystawy zbiorowe twórczości nauczycieli: w
ramach II11 i III13 Biennale, oraz wystawa przeglądowa prac
olejnych12 (wspólnie z Dorotą Wójcik-Hetman) – wszystkie w Centrum Sztuki IMPART przy ul. Mazowieckiej.
Jerzy Jan zmarł w sierpniu 2023 r. we Wrocławiu. Spoczywa
obok swej żony, w grobowcu rodziny Najmanów na Starym Cmentarzu Ewangelickim w Łodzi.
***
W latach 80. byłam już zanurzona w innej „codzienności”, jako studentka Wydziału Architektury i Urbanistyki Politechniki Wrocławskiej. Później zakończyła się moja „oporowska idylla”, bowiem wyprowadziłam się z mężem Stefanem Bigdą do Zielonej Góry, by po niemal 10 latach powrócić do Wrocławia z naszą sześcioletnią córką. Jednak po powrocie nasze losy związane już były z innymi osiedlami, położonymi na zachód od centrum miasta.
Wspominam okres mego oporowskiego dzieciństwa z sentymentem. Dlaczego? Ponieważ już nigdy później nie czułam się tak wspaniale, jak wówczas.
Jak wyglądał dzień mojej rodziny w tych czasach? Po szkolnych lekcjach, które kończyły się około godziny drugiej po południu, zjadało się obiad ze szkolnej stołówki i ruszało na zajęcia pozalekcyjne, kończące się wieczorem, ok. godziny 19-tej. Potem pozostawała jedynie krótka chwila na przygotowanie się do następnego dnia i odrobienie lekcji. Zajęcia, w których brałam udział od 7 roku życia, były rozliczne: chór i rytmika - u mojej Mamy, koło plastyczne i (później) modelarnia lotnicza - u mego Taty, język angielski - u Pani Bielec, fortepian - pierwsze lekcje u Grażyny Pstrokońskiej - ówczesnej studentki AM, potem u lwowianki - Heleny Biernackiej, a później - u absolwenta AM w klasie prof. W. Obidowicza - Ryszarda Zimnickiego.
Moi Rodzice prowadzili „dom otwarty” – oznaczało to niekończące się wizyty
przeróżnych gości – począwszy od uczniów, którzy szukali wsparcia w domowych
pracach naprawczo-technicznych, poprzez ludzi potrzebujących jakiejś pomocy,
którzy przybywali w nadziei jej otrzymania od Rodziców (najróżniejsze to były
problemy i sprawy), aż po towarzyskie odwiedziny przyjaciół i znajomych
(zwłaszcza w sobotnie wieczory i niedzielne popołudnia).
Dzięki rozlicznym hobby moich Rodziców – także czas wolny wypełniały przeróżne
zajęcia: malarstwo sztalugowe na świeżym powietrzu, zawody modelarskie , m.in.
na lotnisku sportowym „Gądów” lub w Hali Ludowej, wycieczki do zamków i pałaców
dolnośląskich - w pobliskie góry, kolarskie przygody podwrocławskie, a nawet…
granie fortepianowych utworów klasycznych na cztery ręce z moją Mamą.
Oboje małżonkowie: Blanka i Jerzy Kaczorkowie tworzyli wspaniały duet nauczycieli - oddanych bez reszty dzieciom i młodzieży, z pasją kształtujących w swych podopiecznych twórcze talenty i wytrwałość w realizacji artystycznych i technicznych umiejętności.
Życzę serdecznie wszystkim, by taka właśnie atmosfera towarzyszyła im na co dzień również teraz - w naszych niełatwych czasach.
Beata Bigda
1 „Opera
dziecięca” libretto i muzyka: H. Miłek, reżyseria i choreografia: Blanka Najman-Kaczorkowa
– widowisko nagrodzone I lokatą oraz nagraniem antenowym dla Rozgłośni
Polskiego Radia i Telewizji we Wrocławiu – 1967 r.
2 „Quiz
muzyczny” w formie scenicznej – 40-osobowy chór dziewczęcy SP 15 zaprezentował
kilka pieśni czołowych polskich kompozytorów, które stanowiły zagadki muzyczne
dla publiczności. Program quizu: St. Moniuszko – „Pieśń wieczorna”, W.
Lutosławski „O panu Tralalińskim”, G. Bacewicz „Z tych pagórków”, pieśń ludowa
z okolic Płocka „Nasza Wisła” w opr. T. Mayznera. Reżyseria i choreografia:
Blanka Najman-Kaczorkowa. Zespół (po otrzymaniu I nagrody na eliminacjach
wojewódzkich) wystąpił w koncercie finałowym w Filharmonii Wrocławskiej – 1972
r.
3 „Pyza
na polskich dróżkach” poemat: H. Januszewska, muzyka: ludowe pieśni,
wywodzące
się z różnych regionów kraju, reżyseria i choreografia: Blanka Najman-
Kaczorkowa - widowisko nagrodzone I
lokatą oraz nagraniem antenowym dla
Rozgłośni Polskiego Radia i Telewizji
we Wrocławiu – 1966 r.
4 Widowisko teatralne – wiersze z Antologii pamięci
1939-1945 (Książka i Wiedza,
1964), poświęcone martyrologii i
bohaterstwu Narodu Polskiego – dedykowane
„W podzięce tym, którzy żyją i tym,
którzy polegli” – wybór tekstów poetyckich,
scenariusz i reżyseria: Blanka
Najman-Kaczorkowa, muzyka: Grażyna Pstrokońska
– młoda kompozytorka (wówczas
studentka P.W.S.M.), wykonawcy i współtwórcy
widowiska: młodzież, zrzeszona w
kołach pozalekcyjnych SP 15 – 1969 r.
5 TVP Wrocław nagrała wykonanie „Kukułki” L.-C. Daquina przez Zespół cymbałków
chromatycznych w ogrodzie przy jednym
z oporowskich domów i wyemitowała
w programie Telewizji Wrocław – 1980 r.
6 „Modele halowe do gier i zawodów lotniczych” - Wydawnictwa Komunikacji i Łączności WKŁ - ilość stron: 67, rok wydania: 1987
7 „Orzeszki
– halowe modele samolotów” (współautorem jest Piotr Stefan
Bombol) - Wydawnictwa Komunikacji i Łączności WKŁ - ilość stron: 79, rok wydania: 1988
8 „Dialog słowa i obrazu przy
muzycznym akompaniamencie” - >Klub pod
Kolumnami< - pl. Św. Macieja – 2013 r.
9 „W barokowym nastroju. Dialog
słowa i obrazu – architektura i portret” –
spotkanie
malarsko–architektoniczno–muzyczne -
>Klub Muzyki i Literatury< - pl.
Kościuszki – 2014 r.
10 „Wystawa
malarstwa: Jerzy J. Kaczorek i uczniowie” - Zespół Szkolno -
Przedszkolny nr 9 (dawnej SP 15) –
ul. Solskiego - październik 2013 r.
11 „II
Biennale Twórczości Nauczycieli” -
wystawa zbiorowa - Centrum
Sztuki IMPART - ul. Mazowiecka - 2016 r.
12 „Wystawa
malarstwa Doroty Wójcik-Hetman i Jerzego Jana Kaczorka” - Centrum
Sztuki IMPART
- ul. Mazowiecka - 2017 r.
13 „III
Biennale Twórczości Nauczycieli” -
wystawa zbiorowa - Centrum
Sztuki IMPART - ul. Mazowiecka - 2018 r.
______________________________________________
Wspomnienia Uczniów Blanki i Jerzego Kaczorków:
***
Są
czasy, których się nie zapomina
Są
ludzie, którzy byli cząstką tych czasów…
BLANKA I
JERZY KACZORKOWIE
Wspomnienie o
nauczycielach oporowskiej 15-stki
ONA
Stukające obcasiki na
szkolnym korytarzu, otwierające się drzwi i do klasy wchodzi pani od muzyki -
BLANKA NAJMAN - KACZORKOWA.
Z dziennikiem pod pachą, energiczna,
elegancka, modnie ubrana, starannie uczesana , zawsze przygotowana i
zaangażowana w pracę, z głową pełną coraz to nowych pomysłów.
Wyciągamy zeszyty do nut, trochę śpiewamy, trochę rozszyfrowujemy te dziwne muzyczne znaki, które sprawiają niestety nieco kłopotu, stąd nasze błagalne spojrzenia w kierunku naszej klasowej koleżanki, chodzącej do szkoły muzycznej, by pomogła nam ogarnąć tajemnicze kropki z ogonkami, krzyżyki i inne ukryte na pięcioliniach hieroglify.
Niektórzy śpiewają, niektórzy mruczą coś
pod nosem, przeklinając w duchu tego słonia, co im na ucho nadepnął, ale
generalnie jest fajnie.
Na zajęciach typowo lekcyjnych Pani Blanka
nie poprzestaje, powołuje do życia dodatkowe – rytmikę, która skupia w swoich szeregach głównie dziewczęta, ale w
miarę upływu czasu dołączają też i chłopcy.
Rytmika odbywała się co tydzień w sali
gimnastycznej, wtedy często w jej dużych oknach raz po raz pojawiali się
podglądacze - chłopcy, głośno komentując to, co działo się w sali.
Zaczynało się standardowo - my odziane w
czarne krótkie tuniczki, w wypastowanych czarną pastą tenisówkach lub kapciach,
rozpoczynałyśmy przy drabinkach rozgrzewkę, przyjmując i ćwicząc różnorodne
pozycje baletowe.
W zależności od przewidzianego repertuaru,
przygotowywałyśmy z Panią Blanką tańce ludowe, nowoczesne lub wielkie
późniejsze przedsięwzięcie, jakim była Opera Dziecięca.
Różnorodne eliminacje, konkursy, występy, a
w przypadku opery nawet nagrania w Polskim Radio, przynosiły dużo wrażeń, no i
byliśmy zwolnieni czasem z lekcji, co nam bardzo się podobało.
Opera dziecięca wymagała szczególnych
strojów - odziano nas od stóp do głów na tę okoliczność w zielone trykoty szyte
na miarę, zapinane z tyłu na mnóstwo guziczków, które w najmniej odpowiednich
momentach lubiły się rozpinać…
Nasze głowy ozdobione zostały wielkimi
kwiatami, wykonanymi z cieniutkiej kolorowej gąbki, które po mistrzowsku
wykonała własnoręcznie Pani Ania Grabiec.
Skąd zdobyto wówczas te wszystkie
materiały, nie mam pojęcia.
Olbrzymia praca, jaką włożyła w te
wszystkie przedsięwzięcia Pani Blanka, dodała na pewno jej osobie oraz szkole
wiele splendoru, a nam mnóstwo wrażeń i satysfakcji.
Równocześnie z rytmiką funkcjonował także chór uczniowski, oczywiście pod batutą
Pani Blanki, stanowiący oprawę dla wszystkich uroczystości odbywających się w
naszej szkole.
Jako że były to dziwne czasy - świętowania w szkołach
każdej rocznicy Rewolucji Październikowej - do bieli bluzek i koszul dochodziła
wówczas czerwień chust zawiązywanych na uczniowskich szyjach, a i repertuar
chóru nawiązywał do tego wydarzenia. Tak
wówczas bywało…
Panią Blankę widywałam jeszcze wiele razy
na Oporowie, już po skończeniu swojej edukacji w podstawówce. Niezmiennie
elegancka, uśmiechnięta podążała ulicami
tym swoim charakterystycznym, tanecznym krokiem.
Historia w pewnym sensie zatoczyła koło, bo
i ja również miałam okazję być pierwszym nauczycielem jej wnuczki… Niezwykle
miły list, który wtedy otrzymałam od babci - Blanki Kaczorkowej, jest dla mnie
niezwykłą pamiątką do dziś, przypomina mi bowiem dawne czasy i kogoś, kto
pierwszy odkrył przede mną piękno muzyki w szerokim znaczeniu tego słowa.
ON
Te drzwi były jak wrota
do tajemniczego świata - pracowni techniczno-plastyczno-modelarskiej naszego nauczyciela JERZEGO KACZORKA.
Już z daleka dawał się zauważyć i usłyszeć
- przystojny, wysportowany, stanowczy, z charakterystycznym zaczesem na włosach
i ze specyficznym poczuciem humoru.
Dzierżył zazwyczaj w ręku swoje nieodłączne
atrybuty: bambusik i pęk kluczy, którymi to nie wahał się dyplomatycznie
postraszyć zbyt rozgadanego na lekcji towarzystwa lub zwisających nagminnie na
szkolnym trzepaku dziewczyn, które przekomarzając się, z piskiem i śmiechem uciekały.
Ten człowiek orkiestra potrafił śpiewać,
tańczyć, recytować, ale także pięknie malować, rysować, konstruować, a nawet
szyć…
Moja pierwsza próba uszycia spódniczki z
klinów, oczywiście będąca częścią zajęć z Panem Jerzym, nie wypadła może najlepiej,
ale stanowiła dobry wstęp do moich późniejszych, już całkiem udanych przygód z szyciem.
Pracownia
i modelarnia tego
nauczyciela były magicznym miejscem…
Ciągle pamiętam te oznaczone kolorami narzędzia, ułożone w odpowiednim
porządku, czekające na wykorzystanie, porządek bowiem w miejscu pracy był jedną
z dewiz, którymi kierował się Pan Jerzy i które starał się przekazać swoim
uczniom.
Zawsze fascynowały mnie modele samolotów
wiszące w różnych miejscach pracowni, do dziś czuję charakterystyczny zapach
drewna, kleju i paliwa, którym napędzane były te modelarskie cudeńka.
Jerzy Kaczorek uczył swoich uczniów nie
tylko szacunku do narzędzi i pracy, potrafił także zaszczepić chęć tworzenia i
rozwijania swoich zainteresowań.
To dzięki niemu zaczęłam eksperymentować z
kredkami, farbami i linorytem, wciąż poznając różnorodne techniki plastyczne.
Pamiętam jego minę, kiedy na kolejne zajęcia Kółka
Plastycznego polecił przynieść węgiel (chodziło oczywiście o ten rysunkowy), a
ja przytargałam z piwnicy parę bryłek węgla opałowego, zastanawiając się całą
drogę, do czegóż może być potrzebny nauczycielowi taki węgiel?
Po wielu latach dane mi było spotkać się z
Panem Jerzym na okoliczność jubileuszu naszej 15-stki. Dalej mieliśmy wiele
tematów do rozmowy i wspomnień, dalej tryskał humorem, a w jego oczach
dojrzałam ciągle ten sam blask, który zapamiętałam ze szkolnych lat.
Koleje życia i mijający nieubłaganie czas sprawił, iż tego wspaniałego nauczycielskiego duetu, jakim byli Państwo Blanka i Jerzy Kaczorkowie, nie ma już wśród nas. Pamięć o nich pozostaje jednak nadal bardzo żywa, bowiem były to chwile, których się nie zapomina i byli to ludzie, którzy te chwile tworzyli...
***Teresa Bredschneider (z d. Słowik)
Uczęszczałam do SP 15 na Oporowie w latach
1961-69.
Państwo
Blanka Najman-Kaczorkowa i Jerzy Kaczorek
byli dla mnie nauczycielami, których nigdy nie zapomnę. Byli po prostu
wyjątkowi. Niesłychanie zaangażowani w swoją pracę, prawdziwie nią przejęci. To
ich „przejęcie się” dostrzegaliśmy w szkole na każdym kroku. Energiczni,
działający z pasją. Dwie różne
osobowości, ale jakże wyraziste, ciekawe. Posiadali swoistą charyzmę,
przyciągali naszą uwagę. Emocjonalni i szczerzy. Pedagodzy z prawdziwego
zdarzenia.
Pani
Blanka- uczyła
nas muzyki, ale przede wszystkim zapamiętałam jej zajęcia pozalekcyjne - rytmikę,
taniec, chór, operę dziecięcą, realizację przedstawień. Były nagrody, wyjazdy,
występy w radiu. Pani Blanka starała się realizować swoje koncepcje
choreograficzne i scenograficzne na wysokim poziomie. Organizowała dla nas
ciekawe stroje, dekoracje. Pamiętajmy, że w latach 60. ubiegłego wieku było to
często sporym wyzwaniem. Rodzice cenili ją za to wszystko, co robiła dla nas,
często podejmowali się współpracy. W rozmowach z panią Blanką było sporo
empatii i zaciekawienia naszymi sprawami. To było miłe. Nigdy nie zapomnę jej
uśmiechu, z charakterystycznie
przechyloną głową, gdy patrzyła na nas uważnie, z chęcią zrozumienia i dużą
życzliwością. Było to dla nas bardzo ważne.
Pan
Jerzy -
człowiek bardzo konkretny, wymagający, twardo stąpający po ziemi. Wymagał od
uczniów rzetelności i samodyscypliny. Prowadził ciekawe zajęcia techniczne i znaną
wielu ludziom we Wrocławiu modelarnię lotniczą. Jednocześnie był wrażliwym
artystą-plastykiem, który namalował wiele pięknych obrazów. Pamiętam te obrazy -
ze szkoły i nie tylko.
Nasi nauczyciele - Blanka i Jerzy
Kaczorkowie pięknie wpisali się w historię Oporowa, pozostaną w naszej pamięci na zawsze.
***
Beata Scalabrino (z d. Stefaniak)
(List do Beaty Bigdy)
Dobry
wieczór Pani Beato,
Bardzo wzruszają mnie wspomnienia o naszych nauczycielach oporowskiej SP15.
Byłam uczennicą Pani Blanki i czasem prowadził u nas lekcje Pan Jerzy. Również
moje kuzynki i kuzynowie (Stefaniakowie) chodzili do „piętnastki”. Kuzynki
starsze ode mnie występowały w zespole Pani Blanki, a kuzyni obowiązkowo
chodzili na modelarnię. Dużo się u nas w domu mówiło o Pani Rodzicach, zawsze z
dużym podziwem i szacunkiem dla ich pracy i zaangażowania.
Na lekcjach muzyki nauczyłam się wrażliwości na muzykę. Poza tym często, jak to
Pani Blanka mawiała - MUZYKOWALIŚMY całą klasą, kto na czym umiał, to grał i
sprawiało nam to ogromną przyjemność. Pamiętam też, że kiedy moi koledzy za
bardzo przeszkadzali na lekcji muzyki – Pani Blanka wołała męża słowami:
„Jerzy, wzywam cię na pomoc”. No i gdy pomoc nadciągała, nikt nie odważył się
nawet pisnąć.
Pamiętam też, kiedy moja mama poszła na zebranie rodziców do Pana Jerzego,
który chciał z nią rozmawiać o moim bracie. Na pytania mamy, co brat zrobił,
Pan Jerzy odpowiedział bardzo krótko: „Ja w prawo, on w lewo” – i wszystko było
jasne. Wiem, że wszyscy chłopcy z mojej rodziny biegali na modelarnię z wielką
radością. Nawet w zimie, gdy było zimno, ciemno i byli zmęczeni.
Pamiętam, z jakim zaangażowaniem Pani Blanka przygotowywała nas na uroczystości
szkolne i akademie. Efekt był zawsze bardzo dobry, ponieważ miała dar, z
każdego wydobyła jego talenty, nawet te, o których sam nie wiedział.
Do dziś mam też w pamięci piękne pismo Pana Jerzego. W całej szkole można było
je spotkać. Podpisy na tablicach ogłoszeń, podpisane prace, gazetki, itp. Od
razu każdy je rozpoznawał.
Teraz wiele spraw widzę inaczej, ponieważ sama jestem nauczycielką i jeszcze
bardziej podziwiam Pani Rodziców. Historia zatoczyła krąg, kiedy w LO nr XV
trafiła do mnie na niemiecki Pani córka Marta - serdecznie pozdrawiam i bardzo miło
wspominam. Niestety nie będzie mnie na spotkaniu w bibliotece w październiku,
ponieważ wyjeżdżam. Bardzo tego żałuję.
Pozdrawiam serdecznie, Beata Scalabrino z domu Stefaniak.
***
Barbara
Babiszewska
Państwo Kaczorkowie to niezwykle barwne postacie. Nauczyciele z pasją i z powołaniem. Pana Jerzego podziwiałam za talenty w zakresie modelarstwa, ale także malarstwa /mam nawet jeden z jego obrazów/. Poza tym był też kolarzem i zaszczepiał w młodzieży zamiłowanie do aktywności wszelakiej. Pani Blanka – kwiat kobiecości – ta dynamika, ta postawa, ten chód – pełna klasa. Obowiązkowy chór dla dziewcząt w klasach 5-8 dla mnie był ogromną przyjemnością. Uwielbiam śpiewać, a nauka przydaje mi się również dziś, gdy śpiewam w Chórze Melomana w NFM.
***
Agata
Strompowska
Pani
Blanka! Cudowne wspomnienia! Oryginalna, z kwiatkiem za uchem… Pełna pasji,
która się mnie udzielała. Dzięki Niej grałam, śpiewałam, żyłam pełną piersią!
Uwielbiam wracać do tych chwil…
***
Magdalena
Dębska
Pamiętam
bardziej panią Blankę. Kolorowy ptak, artystyczna dusza. Oryginalna i
niepowtarzalna. Żeby mieć piątkę z muzyki śpiewałam w chórze i grałam w zespole
na cymbałkach m.in. „Kukułkę” Daquina. Ten występ nagrywała chyba Telewizja
Regionalna w ogrodzie jednego z domów przy Alei Piastów… Babcia szyła mi na tę
okazję pomarańczową spódniczkę. Do tego biały podkoszulek – tak były ubrane
wszystkie dziewczynki. Piękne czasy.
***
Marianna
Gomółkiewicz (z d. Galos)
Mam
bardzo dobre wspomnienia związane z Blanką i Jerzym Kaczorkami. Oboje byli
nauczycielami z pasją, którą umieli przekazać innym. Bardzo wyraziści,
stanowili mocny akcent w szkole.
Do tej pory pamiętam słowa Pani Blanki dlaczego Fryderyk Chopin był uznawany za
polskiego, a nie francuskiego kompozytora: „…ponieważ tworzył na motywach
polskiej muzyki ludowej.”
Zajęcia plastyczne to były jedne z moich ulubionych przedmiotów w szkole i
przez kilka lat pilnie uczęszczałam na kółko plastyczne prowadzone przez Pana
Jerzego Kaczorka. Dawał mi cenne uwagi, czasami coś skrytykował albo doradził
zmianę, ale pamiętam przede wszystkim pochwały, np. „świetna głębia” albo
”bardzo dobrze operujesz kolorami.”
***
Leszek
Nowak
Moja przygoda życiowa z Blanką i Jerzym Kaczorkami rozpoczęła się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, konkretnie w roku 1960. Byłem uczniem drugiej klasy Szkoły Podstawowej nr 15 we Wrocławiu, a Państwo Kaczorkowie byli nowymi nauczycielami. Jeszcze wtedy nie były to kontakty typowe: uczeń - nauczyciel. Ja byłem uczniem jednej z klas nauczania początkowego, oni mieli przydzielone role nauczycielskie w grupie klas starszych. Ich młody wiek (w porównaniu z kadrą już uczących nauczycieli) wywarł na mnie pierwsze wrażenie. I nie był to jedyny aspekt, który już zaczynał wpływać na moją świadomość jako małego chłopca. Oczywiście pozytywne efekty moich odczuć i obserwacji przyszły po latach i wielu doświadczeniach w kontaktach z nimi.
Moje pierwsze bezpośrednie zetknięcie się z Panią Blanką zdarzyło się w chwili objęcia przez nią wychowawstwa naszej klasy, bodajże w trzecim roku mojej nauki. Jeszcze to zweryfikuję z dostępnymi dokumentami. Kontakt ten był drobnym szokiem, jaki wywołały moje wrażenia estetyczne, poziom komunikacji w kontakcie z wychowawczynią i konsekwencja w jej postępowaniu. Młoda, elegancka pani, rozmawiająca w sposób komunikatywny, bliski młodym ludziom, ale jednocześnie wymagająca i konsekwentna. Takie wrażenia odniosłem w tamtym czasie, oczywiście modyfikowały się one w miarę mojego dorastania. Chciałbym jednakże podkreślić, iż nie oznacza to, bym stawiał jakiekolwiek zarzuty innym nauczycielom - starszym i doświadczonym, którzy przekazali mi wiele dobrych wzorców.W każdym razie, z punktu widzenia dorastającego młodego człowieka, z perspektywy już skończonej edukacji podstawowej, był to w moim odczuciu powiew świeżości, nie pierwszy i nie ostatni.
Wiele można przytoczyć przykładów angażowania się Pani Blanki w sprawy edukacyjne i organizacyjne, mające na celu poszerzanie spojrzenia na świat młodych ludzi. Zajęcia edukacyjne z rytmiki, dziecięcy zespół ludowy, oprawy wokalno-taneczne uroczystości szkolnych, chór szkolny, to były ogromne dokonania pedagogiczne, przynoszące też splendor szkole na arenie lokalnej i ogólnopolskiej. Ja osobiście nie uczestniczyłem w tych zajęciach, czasami tylko jako widz. Trzeba też zauważyć, iż w większości były to zajęcia pozalekcyjne.
W moim domu panował kult pracowitości i szacunku do pracy - bardziej o kierunku technicznym – i to był chyba element, który zachęcił mnie do przyszłych kontaktów z Panem Jerzym. Podobało mi się budowanie latawców, a szczególnie zaimponował mi pokaz balonów na ogrzane powietrze, zorganizowany na boisku szkolnym. Już wtedy, będąc w czwartej klasie, podjąłem próbę dostania się na modelarnię, niestety spotkałem się z odmową. Byłem bardzo zawiedziony, no cóż, nie zdawałem sobie sprawy z poziomu swoich ówczesnych umiejętności i wymagań, jakie stawiało modelarstwo lotnicze. Ponadto Pan Jerzy nie znał moich możliwości, nie miał też szans ich poznać. Po roku zajęć praktycznych pod jego okiem otrzymałem osobistą propozycję uczestnictwa w zajęciach modelarskich. Byłem „w siódmym niebie” i niebo to trwało kilka lat. Budowanie modeli samolotów, udział w zawodach odbywających się na lotniskach, zdobywanie odznak modelarskich (były trzy : żółta, czerwona i niebieska), a w konsekwencji odznak licencyjnych w różnych kategoriach, dawało wielką frajdę wszystkim młodym modelarzom, skupionym pod skrzydłami Pana Jerzego. Czasami na zajęcia przychodzili starsi chłopcy, którzy mieli kontakt z Panem Jerzym może rok, byli tacy, co na samą wieść o modelarni chcieli pod jego okiem coś robić. Tak sobie myślałem wtedy, jakim ważnym człowiekiem jest dla nich. Czuliśmy się swojego rodzaju elitą, bez zadzierania nosa, albowiem liczba miejsc na modelarni była ograniczona, a modelarnia podczas zajęć pękała w szwach. Z tego tytułu część prac niektórzy przenosili do swoich domów. Przynależność do modelarni była dla nas w pewnym sensie nobilitacją i mobilizowała nas do osiągania lepszych wyników w nauce. Oczywiście nasze wyniki były pod szczegółowym nadzorem Pana Jerzego, niejednokrotnie zwracał uwagę tym, którzy miewali problemy z nauką, stosując efektywną perswazję, jednakże z wielkim wyczuciem. Mobilizował nas do osiągania lepszych wyników. Miał też dar tłumaczenia z humorem niektórych problemów życia codziennego. Kiedyś usłyszałem jego wymowny żart: „na ziemi wszystko ma tendencje do spadania w dół, prócz myśli”.
Zajęcia praktyczno-techniczne z Panem Jerzym, jak i uczestnictwo w modelarni,
odcisnęły na mnie swoistego rodzaju piętno, nie tylko w dziedzinie
praktyczno-technicznej, ale też wychowawczej. Jego sposób indywidualnego
podejścia do każdego ucznia dał mi wiedzę na przyszłość, jak postępować z
młodszymi kolegami. Wykorzystałem wszystko, co sobie przyswoiłem, z dużą
satysfakcją i wdzięcznością za nauki. Wiedza i umiejętność przekazania jej
przez Pana Jerzego, miały też duży wpływ na moją edukację techniczną w szkole
średniej, nie tylko w bardzo ważnej dziedzinie rysunku technicznego, ale też
prac manualnych, gdzie posługiwanie się narzędziami nie miało dla mnie
tajemnic. Zajęcia u Pana Jerzego uczyły precyzji i cierpliwości w pracach
ręcznych, przynosiły ponadto zadowolenie z ich wykonywania. Dlatego też w
latach edukacji moich dzieci starałem się, żeby trafiły po skrzydła Jerzego. I
one też wiele skorzystały z jego pedagogicznego podejścia do młodzieży i
wiedzy, jaką im przekazał. Obecnie zauważam efekty tej pracy w postaci sukcesów
w ich dorosłym życiu.
Kilkadziesiąt lat znajomości z Jerzym zaowocowało bliską znajomością, z której
korzystałem pod względem intelektualnym praktycznie do końca. Był dla mnie
osobiście wzorem nauczyciela i człowieka.
Wiele by można jeszcze pisać o Blance i Jerzym, parze nauczycieli, którzy stali
się przykładem do naśladowania w okresie szarzyzny tamtych lat. Eleganccy,
wytworni wewnętrznie i zewnętrznie, odmieniający w sposób delikatny sposób
odnoszenia się do bliźnich w naszej oporowskiej społeczności. Zmieniali
stereotyp ubierania się, bez szokowania, jednakże zauważalnie. Dając w tamtych
czasach powiew świeżości i nienachalne artykułowanie swojej artystycznej
wrażliwości. Podziwiam ich za pełne oddanie się sprawom dzieci i młodzieży
szkolnej w ramach zawodu nauczycielskiego.
Spotkałem kilka osób przyjeżdżających od czasu do czasu z antypodów w
odwiedziny rodzinne, podczas tych spotkań pierwszym pytaniem było: „a jak tam
Kaczorkowie?”.
Jest to najlepszym świadectwem, jakim uznaniem cieszyli się
wśród swoich wychowanków. Dla mnie osobiście pozostaną wzorem nauczyciela i
człowieka.
Krzysztof Łuczyk
Wspominam ich jako niesamowitych nauczycieli.
Mistrz Jerzy nauczył mnie tylu rzeczy, że nawet dzisiaj w „Castoramie” kupując
czasem różne drobiazgi zaskakuję sprzedawców pytaniami o „intymne” szczegóły
techniczne. Zaoszczędziłem też sporo nie zatrudniając żadnych mistrzów od
anten, gniazdek, pędzli, wkrętaków (to lepsza nazwa śrubokrętów), czy innych
rur i baterii.
W odróżnieniu od wielu pozostałych nauczycieli – nie przeszkadzało mu, że
jestem leworęczny (a zostałem zmuszony przez wychowawczynię do pisania prawą
ręką, dzięki czemu piszę nieczytelnie – wywołało owo „przeuczanie” jakiś rodzaj
nerwicy, o czym dowiedziałem się już jako dorosły, ale na studiach nikt nie
chciał ode mnie notatek).
Z moim talentem malarskim już było gorzej, ale gdy kiedyś testowałem na
zajęciach różne kolory farb, wylewając je po kolei na płótno, Mistrz
podpowiedział mi pewien żart i ów „test kolorystyczny” wisiał potem przez wiele
lat w korytarzu szkoły jako moje „bezcenne arcydzieło” (moje córy, także
absolwentki SP 15, do dziś je wspominają). Mistrza Jerzego poczucie humoru –
bezcenne.
Dla mnie to byli ludzie z pasją. Miałem wobec nich respekt, ale taki na ich zasadach, nie na moim „widzimisię”. Pozostał głęboki szacunek dla ich pracy i tego, co we mnie zaszczepili.
Rafał
Bredschneider
Lotnictwem interesuję się odkąd
tylko pamiętam. Kiedy pojawiła się możliwość uczęszczania na zajęcia
modelarskie Pana Jerzego Kaczorka, od razu się zapisałem. Od pierwszych klas
szkoły podstawowej szkoliłem swoje umiejętności, zdobywałem doświadczenie, uczyłem
się pracy z różnymi materiałami modelarskimi oraz obsługi narzędzi pod czujnym
okiem instruktora – Pana Jerzego. Przez te wszystkie lata powstało wiele
projektów modeli latających oraz wystawowych (część z nich cieszy się nadal
niezłą kondycją).
Najważniejsze jest jednak to, że dzięki zaangażowaniu Pana Kaczorka moja pasja
do lotnictwa przetrwała do dziś. Zdobyta wiedza i umiejętności zaowocowały
uzyskaniem licencji zarówno pilota, jak i mechanika samolotowego.