piątek, 9 września 2011

Alhambra we Wrocławiu


Wieloboczne pomieszczenie spowite tajemniczą mgiełką oparów unoszących się nad pulsującą taflą wody.


Ponad kolistym basenem – błękitna kopuła, rozświetlona mini – gwiazdami, połyskującymi to na zielono, to na żółto, to na czerwono... między kolumnami, wspierającymi granatowo-niebieski firmament – emitujące nieco dusznawą woń świece lekko wibrującymi płomyczkami skąpo omiatają przestrzeń... w tle sączy się delikatna muzyka o dalekowschodnim rodowodzie... z czterech stron dostęp do tego czarownego zakątka zapewniają przejścia, zwieńczone mauretańskimi łukami – niektóre z nich dodatkowo przysłonięte są ażurowym arabskim ornamentem mobilnych parawanów.

W narożnikach pomieszczenia, siedzące w wygodnych hamakach lekko rozkołysane białe nimfy rozkoszują się orientalną muzyczką i niespokojną kipielą jacuzzi, odpoczywając po wyczerpujących czasem zabiegach SPA (masażach, saunach, kąpielach...). Oczekują, by w stosownej chwili zanurzyć się w bulgoczącej wodzie i doznać głębokiego relaksu całego ciała, nie wspominając nawet o duszy, która ukołysana miarowym pulsowaniem wody i tajemniczą aurą mauretańskiej łaźni – odpływa od spraw doczesnych do utęsknionej krainy marzeń i swobodnej myśli.

W tych warunkach nawet najbardziej zesztywniałe mózgi doznają twórczego olśnienia – następstwa wizyty we wrocławskiej Alhambrze mogą więc okazać się zupełnie nieprzewidywalne!

c.d.n.


Beata Bigda
Wrzesień, 2011