sobota, 17 września 2016

Myślenie dźwiękiem


Z profesor Grażyną Pstrokońską-Nawratil rozmawia Beata Bigda


Wrocław, wrzesień 2014 roku


Fot. 1. Profesor Grażyna Pstrokońska-Nawratil
przy pracy nad partyturą w swoim gabinecie.
Fot. Jerzy Jan Kaczorek

























Sierpniowy wieczór 2014 roku we Wrocławiu.

Beata Bigda:
Czym jest dla Pani komponowanie?

Grażyna Pstrokońska - Nawratil:
To malowanie, rzeźbienie i opowiadanie dźwiękiem. Odczuwanie świata poprzez brzmienie, które trwa wokół nas. Swoje symfonie gra ziemia, niebo i dzieło człowieka. Muzyka jest żywym organizmem - ma nie tylko formę i strukturę, ale także puls, temperaturę, kształt, kolor, eteryczną postać, wędrującą w czasie i przestrzeni. Komponowanie muzyki to myślenie dźwiękiem i zapisywanie tych myśli. 


Oznacza to, że kompozytor, dzięki swojej szczególnej wrażliwości, dostrzega to, co dla innych niezauważalne, nieuchwytne, a następnie przenosi swoje spostrzeżenia i nastrój chwili w muzycznie uporządkowany świat dźwięków? 


Kompozytorzy, podobnie jak inni ludzie sztuki, widzą, czują i słyszą więcej,

inaczej, głębiej. Kompozytorem najlepiej się urodzić - być obdarzonym twórczą


naturą i wyjątkowym darem postrzegania świata poprzez dźwięki.

Komponowanie to także szczególna interpretacja tego świata i fascynujący


obowiązek na całe życie.



Fot. 2. IKAR - idea - szkic kompozytorski. Fot: archiwum prywatne GPN.





 


Pani dorobek kompozytorski obejmuje kilkadziesiąt pozycji, w większości ujętych w cykle o różnorodnej 
tematyce i bogatym, zróżnicowanym, często oryginalnym instrumentarium. Skąd czerpie Pani inspiracje do pracy twórczej?

Słyszę to, co widzę, ale nie wszystko, co widzę - słyszę i nie wszystko  c h c ę usłyszeć, tak jak nie wszystko, co słyszę, p r a g n ę  przenieść w muzykę. Moje kompozycje są zarówno owocem inspiracji bezpośredniej (muzyka ziemi – morza, góry, rzeki, lasy…, muzyka nieba – słońce, księżyc, gwiazdy, galaktyki), jak i pośredniej (dzieło człowieka – malarstwo, rzeźba, architektura, muzyka, poezja, proza). Poprzez słowa: słyszę to, co widzę – pragnę powiedzieć, że niczego nie muszę wymyślać, bo muzyka zaklęta jest w moim świecie. Szukam tylko drogi, aby ją uwolnić.


Podczas dwudziestego ósmego Festiwalu Musica Polonica Nova Pani dźwiękowy Reportaż ICE-LAND na orkiestrę smyczkową i harfę amplifikowaną melomani nagrodzili owacją na stojąco. Wydobycie niespodziewanych efektów brzmieniowych z połączenia oryginalnie potraktowanej amplifikowanej harfy i dwudziestu dwóch smyczków oczarowało słuchaczy bogactwem barw, tworząc spójną, czytelną narrację. 
Jak powstał ten sugestywny muzyczny reportaż?

Od kilku lat udaje mi się podróżować dla przyjemności, spełniać marzenia (dotąd czas pozwalał na wyjazdy artystyczne). Dominantami tych wypraw niekoniecznie są atrakcje wypunktowane w baedekerach. Moje reportaże to wierne przeniesienie w dźwiękowy wymiar niezwykłych miejsc z ich kolorytem, temperaturą, wibracją, magią; to zatrzymanie w muzycznym kadrze, chwytanie na gorąco całego obrazu, aby go uwiecznić i przekazać dalej. Islandia to miejsce magiczne. W moim reportażu starałam się uchwycić jej surowe piękno w dwóch wymiarach: lodu (ICE) i obnażającej historię swego kształtowania ziemi (LAND). Wszystko to w obramowaniu wszechobecnych tęczy (stąd podtytuł Tęczowe mosty nad Dettifoss).



Fot. 3. ICE-LAND partytura /fragm./.
Fot. archiwum prywatne GPN.
Zdaje się, że żaden z kompozytorów, prócz Pani, nie zaproponował dotąd melomanom tak nieszablonowej formy, jaką jest autentyczny muzyczny reportaż. Jak narodził się ten oryginalny pomysł? Od czego się zaczęło?

Nieświadomie komponowałam je już wcześniej, np. …como el sol e la mar… na flet i orkiestrę kameralną, kompozycja uchwycona nad zatoką meksykańską, gdzie woda, piasek i słońce wirowały w rytmie samby. Świadomie rozpoczęłam cykl reportaży utworem Niedziela Palmowa w Nazareth na saksofon, organy i perkusję. Niezwykłe wydarzenie, w którym cisza sacrum była spleciona z żywiołowym festynem, zasługiwał na uwiecznienie. Jako kompozytor odnotowałam je w dźwiękach. I to b y ł reportaż. 


Czy Pani muzyczne reportaże mają cechy zbieżne z gatunkiem literackim o tej samej nazwie?

Reportaż muzyczny, podobnie jak literacki powinien być czytelny i w odróżnieniu od muzyki absolutnej, ma budzić skojarzenia. Służy przekazaniu pewnej prawdy metajęzykiem. Może być lapidarny, ale nie banalny i tandetny. Od innych utworów, wyłaniających się stopniowo z emocjonalnej mgły, odkrywanych aż po najgłębsze warstwy, różni go swoista momentowość. Jest – wprost, istnieje niezależnie, wymaga tylko uchwycenia i oddania przy pomocy odpowiednich środków techniki kompozytorskiej.


Fot. 4. ICE-LAND partytura /fragm./.
Fot. archiwum prywatne GPN.



O czym opowiada najnowszy stworzony przez Panią reportaż?

Kończę reportaż z Egiptu Figury na piasku na kwartet fletowy. Nie dotyczy on jednak słynnych piramid, lecz jest studium pustyni na krawędzi nocy. 


Kiedy i gdzie odbędzie się prawykonanie „Figur na piasku”?

Wiosną przyszłego roku, w Kielcach, w czasie XXIII Świętokrzyskich Dni Muzyki. Jest to festiwal promujący z powodzeniem muzykę naszych czasów, przede wszystkim rodzimą. 


Czy w kompozytorskim zanadrzu drzemie już może jakiś nowy temat?

Tak. Będzie to reportaż IV Z kraju kwitnącej wiśni, ale wiśni tam nie będzie. Na razie zaklęty jest jeszcze w grafice kompozytorskiego szkicu. 


Zapewne nie wszystkie spośród kilkudziesięciu Pani kompozycji są odbiciem wrażeń z rozlicznych podróży. Jak powstawały?

Najczęściej były owocem wędrówki w wyobraźni. Nie byłam w Andach, a zafascynowało mnie studium lotu legendarnego kondora, musiałam więc się przemieścić w jego podniebne góry, we śnie, niemal towarzyszyć mu w locie. Tak powstał El condor na dwie marimby i orkiestrę kameralną. Podobnie było z jednym z najnowszych utworów Lasy deszczowe na flety i orkiestrę symfoniczną. Przewędrowałam lasy tropikalne na kilku kontynentach. Innym nurtem są instrumentalne Madrygały, taka muzyczna filozofia w kameralnym wydaniu - W poszukiwaniu wędrującego echa, Algorytm snu Wielkiego Miasta, czy Ptaki na horyzoncie zmierzchu.



Fot. 5. Lasy deszczowe (Rain Forest) - partytura /fragm./.
Fot. archiwum prywatne GPN.



Z kolei rozbudowany Cykl wielkich form pod wspólnym tytułem Freski podejmuje tematykę zderzenia człowieka z życiem, emocjami, sobą samym i wszechświatem. Tworzyła go Pani sukcesywnie, w ciągu dwudziestu ośmiu lat powstawały kolejne utwory.

Cykl siedmiu Fresków zakończyłam w 1999 r. Ten cykl, zaplanowany jeszcze w latach siedemdziesiątych, narodził się z fascynacji malarstwem Giotta, przede wszystkim – humanizmem, zawartym w jego freskach. Z zadumy nad naszym ludzkim losem powstawały kolejne utwory, skomponowane na wielką orkiestrę symfoniczną, także z towarzyszeniem solistów i chóru: I – Reanimacja - człowiek i życie, II – Epitaphios – człowiek i śmierć, III – Ikar – człowiek i marzenia, IV - …alla campana… - człowiek i pamięć, V – Eternel (Wszechwieczny) – człowiek i wiara, VI – Palindrom – człowiek i tęsknota, cykl zamyka najpotężniejszy Fresk VII – Uru Anna – człowiek i światło (Uru Anna, czyli Światło Nieba -  to pradawna nazwa gwiazdozbioru Oriona w Mezopotamii).


Czy - prócz reportaży muzycznych - kontynuuje Pani prace nad którymś ze swych cykli?

Oprócz Reportaży, które niesie życie, coraz bliższy jest mi cykl Ekomuzyka. Pracuję nad kolejnym utworem w tym nurcie. W ubiegłym roku napisałam Lasy deszczowe (Rain Forest) na flety i orkiestrę symfoniczną. To moja próba uchwycenia zagrożonego piękna, powstrzymania coraz bardziej pędzącego czasu, to utwór symboliczny i osobisty. 


Jaki jest Pani stosunek do współczesnej awangardy?

Życzliwy ale selektywny. Warsztat kompozytorski musi być żywy. Trzeba śledzić najnowsze trendy, włączać się w nie w miarę możliwości. Mój język kompozytorski też idzie z duchem muzyki, dojrzewa, choć dzieje się to spokojniej niż na początku drogi pod znakiem sonoryzmu. Teraz bardziej obserwuję, smakuję, patrzę z dystansu. Domena młodych - muzyka na granicy ryzyka, jest pasjonującą ofertą nowych środków technicznych o inspiracyjnej mocy. Przyjmuję do mojego świata to, co jest mi bliskie, filtruję, dodaję coś od siebie. 


Jak w Pani ocenie przedstawia się teraźniejsza sytuacja muzyki nowej w Polsce w zestawieniu z niedawną przeszłością? Czy zaszły jakieś znaczące zmiany?

Kiedy byłam młodym kompozytorem festiwal Warszawska Jesień był dla mnie i moich rówieśników „Olimpem” – mogliśmy tylko słuchać i marzyć, aby się kiedyś na nim znaleźć. Teraz młodzi, utalentowani twórcy szturmem zdobyli estrady „z komputerem pod pachą”. Sytuacja uległa odwróceniu – obecnie jest to festiwal otwarty dla młodych ludzi. Kompozytorska rodzina bardzo się rozrosła, a zawód kompozytora upowszechnił. Zmieniła się też publiczność. Muzyka współczesna cieszy się rosnącą popularnością. Każdy może w niej uczestniczyć nie tylko jako słuchacz, ale także poprzez czynny udział  w przeróżnych, licznie organizowanych, warsztatach, instalacjach, wydarzeniach.  Panorama muzyki współczesnej poszerzyła się, jest wielonurtowa, ciągle zmienna. Nową muzykę (antymuzykę?), muzykę alternatywną przynosi każdy dzień, głównie za sprawą elektronicznych mediów i multimediów. Czas dokona selekcji. Arcydzieła przetrwają. Nowe, udane pomysły zostaną zaadoptowane. 


Co Pani sądzi o muzyce komputerowej?

Komputer to nowy, niezależny i wszechstronny instrument o zawrotnym rozwoju i niezwykłych możliwościach. Ważne, aby panował nad nim kompozytor, a nie odwrotnie. Świat wirtualny kusi we wszystkich dziedzinach, jest ogólnie dostępny, może uzależnić. Muzyka komputerowa uhonorowana została jako nowy gatunek wymagający szczególnych predyspozycji, niekoniecznie długiej, klasycznej edukacji muzycznej. Twórcą muzyki komputerowej może być także programista, obdarzony szczególną wrażliwością  brzmieniową i intuicją; od jego wyobraźni cyfrowej  zależy jakość jego muzyki. Atutem muzyki komputerowej jest jej niezależność od zarania po publiczną prezentację. Ale muzyki nic nie zwalnia od zachowania standardów artyzmu. Zbyt wiele utworów pulsuje tymi samymi algorytmami, prezentuje  unizm barwny. Perfekcja komputerowa nie jest jednoznaczna z wszechstronnym opanowaniem rzemiosła kompozytorskiego i go nie zastąpi, podobnie jak wirtualne brzmienia nie zastąpią piękna dźwięków akustycznych instrumentów. Lubię słuchać muzyki komputerowej, otoczyć się inspirującym kosmosem dźwiękowym. Ale najbardziej kocham to najpiękniejsze muzeum świata, jak określił orkiestrę symfoniczną Witold Lutosławski. Jest niewyczerpanym źródłem nowych brzmień.


Jakie są Pani kompozytorskie preferencje w doborze instrumentarium? 

Moim żywiołem są duże obsady – wielka orkiestra symfoniczna, także z udziałem solistów, chórów – to takie malowanie dźwiękiem wielkich form. Pasjonują mnie możliwości instrumentów perkusyjnych, gra kolorów i ich synteza. Ale lubię też pejzaże muzyczne, stąd cykl …Myśląc o Vivaldim… na instrumenty solowe i orkiestrę kameralną. Muzykę solistyczną odkładam na później. Priorytet to większe partytury, póki starczy sił, bo pomysłów jest aż nadto…


W czym tkwi sekret sukcesu Pani muzyki w kontakcie ze słuchaczami?

Kompozytor powinien być swoim pierwszym, krytycznym słuchaczem. Melomani oczekują emocji, wzruszenia, piękna, chociaż akceptują też wypowiedzi utrzymane w takich kategoriach estetycznych, jak dziwność i brzydota, o ile się podczas słuchania nie zagubią… Natomiast trud, z jakim często rodzi się muzyka, i zawiłości techniczne są słuchaczom obojętne. Pragną obcować z dziełem skończonym i przekonującym. Muzyka musi być czytelna retorycznie, bez względu na zastosowaną konwencję, powinna  być o czymś nawet jeśli jest z racji swojej abstrakcji o niczym. Tym co zbliża kompozytora i słuchacza jest czytelność emocjonalna. Myślę, że w moim przypadku niebagatelną rolę gra także koloryt muzyki.


Jaka będzie według Pani przyszłość muzyki? Czego możemy oczekiwać, obserwując obecną sytuację?

Spoglądając w przyszłość nie odczuwam niepokoju. Czas dokona selekcji jakościowej, będą się rodzić nowe talenty. Muzyka istnieć będzie nadal w dwóch kategoriach: dobrej i złej, i podobnie, jak dotąd, poddana będzie fluktuacjom. Kiedy zmęczy wszechogarniający nurt komputerowy zatęsknimy za swojskim brzmieniem tradycji, a kiedy ta nas znuży, rzucimy się w kolejną sonorystyczno – techniczną przygodę. Awangarda przepływać będzie w ariergardę, aby wykiełkować w postaci kolejnego neo. Kompozytor pozostanie wiecznym wędrowcem; jeśli się na swojej drodze zatrzyma – cofnie się lub zniknie. Nadal będzie miał coś z alchemika będącego o krok od wielkiego odkrycia i ciągle do niego zmierzającego. Mózg człowieka pozostanie najwspanialszym komputerem wczytującym wszelkie doświadczenia, aby następnie dokonać twórczej syntezy. Wielka muzyka rodzić się będzie nadal za sprawą talentu, natchnienia i rzetelnej pracy. 


Wielokrotnie była Pani dyrektorem artystycznym Festiwalu Polskiej Muzyki Współczesnej Musica Polonica Nova, uczestniczyła też Pani w pracy komisji programowej Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień. Co zadecydowało o tak znaczącej wymianie pokoleniowej, jaka dokonała się na wielu festiwalach muzyki współczesnej?

Przede wszystkim wcześniejsza dojrzałość młodych kompozytorów i jakość ich muzyki, wynikająca z nowoczesnej oferty edukacyjnej (dostępność nagrań, partytur, otwarte granice, umożliwiające kontakt z muzyką w renomowanych ośrodkach, wyjazdy stypendialne i studia u wybranych mistrzów). Mając w pamięci doświadczenia swojego pokolenia, któremu tak ciężko było się przebić, otworzyliśmy wrocławski festiwal dla najmłodszych twórców. Zamiast kryterium wieku wprowadziliśmy kryterium wartości. Musica Polonica Nova stała się dla kompozytorskiej młodzieży swoistym pasem startowym w świat. Podobne możliwości zaistniały też w ramach Warszawskiej Jesieni. Dzisiaj to już znani polscy kompozytorzy zdobywający międzynarodowe trofea.


Od 23 lat kieruje Pani Katedrą Kompozycji we wrocławskiej Akademii Muzycznej, a przez 11 lat kształciła Pani młodych kompozytorów również w AM w Poznaniu. Na co zwraca Pani szczególną uwagę swoim studentom?

Staram się pomóc młodym w odnalezieniu drogi do samych siebie i odwagi, by siebie wyrażać. Talentu nie da się nauczyć, przychodzi z nami na świat, można natomiast nauczyć warsztatu kompozytorskiego. Staram się to czynić w oparciu o muzykę wielkich mistrzów, nie tylko muzyki współczesnej. Dużo słuchamy, studiujemy partytury, dużo rozmawiamy, czasem to prawdziwa burza mózgów. Pomaga w tym niezwykła dostępność fascynujących materiałów, które moi najmłodsi koledzy perfekcyjnie wyławiają z Internetu.


Czym jest dla Pani praca ze studentami? 

To nieustająca, fascynująca interakcja. Na początku mojej pedagogicznej drogi uczyłam własnych kolegów, następne pokolenie było już w wieku moich dzieci, za moment zacznę wprowadzać w tajniki kompozytorskie rówieśników moich wnuków. Istota naszej pracy pozostaje ta sama – wzajemne otwarcie na swoje oczekiwania. Trafiają do mnie młodzi ludzie, obdarzeni szczególnym talentem, o wysokim stopniu wrażliwości. Nie muszą mieć słuchu absolutnego, ale muszą mieć słuch wewnętrzny, ponieważ  głównie pracujemy nad pogłębieniem ich wyobraźni muzycznej. Studia kompozytorskie to nieustanny trening tej wyobraźni. Po ich ukończeniu powinni posiąść umiejętność wewnętrznego słyszenia swojej muzyki, także symfonicznej i czytania partytury jak książki. Ulotność muzyki sprawia, że kompozycja jest jedną z trudniejszych dziedzin pracy twórczej. Odczuwam wielką satysfakcję, kiedy moi studenci odnoszą sukcesy podczas koncertów i zdobywają laury na ważnych konkursach. W dzisiejszych czasach muzyka stała się w pewnym sensie produktem, dla którego trzeba znaleźć rynek, a taka umiejętność niekoniecznie idzie w parze z kompozytorskimi predyspozycjami. Dlatego moją troską jest to, czy ci szczególnie wrażliwi młodzi twórcy potrafią stać się impresariami własnego talentu. 


Co mogłaby Pani określić jako spełnienie swoich zawodowych marzeń?

Wrocławska uczelnia - Akademia Muzyczna związana jest z moim życiem od 1966 roku.  Uczestniczyłam w jej kolejach losów, najpierw w pałacyku na Krzykach (przytulnym choć ciasnym), potem w pozyskanym rozległym obiekcie w centrum miasta, dającym szanse właściwego rozwoju. Jestem świadkiem rozbudowy kampusu akademickiego o najwyższych standardach, w tym oczekiwanej od dziesięcioleci sali koncertowej o doskonałej akustyce. Nasza kompozytorska rodzina nabiera mocy kolejnych pokoleń i nieźle radzi sobie w niełatwej współczesności. A ja zagłębiam się w następną muzyczną przygodę, tym razem związaną z zamówieniem kompozycji, która powinna zabrzmieć w 2016 roku w Narodowym Forum Muzyki.



Rozmawiała Beata Bigda

Fot. 6. Islandia, rok 2008.
Fot. archiwum prywatne GPN.
Grażyna Pstrokońska – Nawratil 
jest wrocławianką. Studia Kompozytorskie ukończyła pod kierunkiem prof. Tadeusza Natansona we wrocławskiej PWSM (1971) i w tej uczelni podjęła pracę. W 1978 r., jako stypendystka rządu francuskiego, uczestniczyła w wykładach Oliviera Messiaena (Konserwatorium) i Pierre Bouleza (IRCAM) w Paryżu, w seminarium autorskim Iannisa Xenakisa w Aix en Provence. Była też stażystą w Studio Muzyki Eksperymentalnej w Marsylii.
W 1993 r. otrzymała tytuł naukowy profesora. Od 1977 r. prowadzi klasę kompozycji we Wrocławiu, a w latach 1998 – 2009 – kształciła także młodych twórców w Akademii Muzycznej w Poznaniu. Jej absolwenci zajmują istotną pozycję w polskiej muzyce współczesnej. Od 1991 r. kieruje pracą Katedry Kompozycji i Teorii Muzyki (obecnie Katedra Kompozycji) we wrocławskiej Akademii Muzycznej.
Uczestniczyła w czterech edycjach pracy Komisji Programowej Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień, a w latach 1996 – 2008 pełniła kolejno funkcje: doradcy programowego, kierownika i dyrektora artystycznego Festiwalu Polskiej Muzyki Współczesnej Musica Polonica Nova. 
Jest laureatką konkursów kompozytorskich, m.in.: Ogólnopolskiego Konkursu im. Grzegorza Fitelberga (1971), Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego GEDOK w Mannheim (1975), Międzynarodowej Trybuny Kompozytorów UNESCO w Paryżu (1987). Wyróżniona m.in. Nagrodą Premiera za twórczość dla dzieci i młodzieży, Nagrodą Miasta Wrocławia, Nagrodą im. św. Brata Alberta (1998). Jest laureatką Wrocławskiej Nagrody Muzycznej (2002) oraz Nagrody Związku Kompozytorów Polskich (2004). W 2006 r. otrzymała doroczną Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Dziedzinie Muzyki. W 2013 r. uhonorowana została srebrnym medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis.   


Wywiad zautoryzowany.
Wrocław, wrzesień 2014.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz