wtorek, 21 lutego 2017

Muzyka w architekturze (2)


Koncerty u św. Krzysztofa



W sierpniu 2015 roku, w renesansowym Zamku na Wodzie w podwrocławskich Wojnowicach – siedzibie Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego – rozpoczęto cykl koncertów kameralnych, nawiązujących do XIX-wiecznej tradycji mieszczańskich i arystokratycznych środowisk Paryża: Wojnowickie Salony Muzyczne. Poświęciłam temu tematowi pierwszy odcinek cyklu „Muzyka w architekturze” (Robb+Maggazin 9-10/2016, s.12-18).

Na kolejną wycieczkę zapraszam do obiektu, który – prócz pełnienia dotychczasowej funkcji sakralnej – gości w swoich murach interesujące wydarzenia muzyczne z historycznym kontekstem.

To wrocławski, gotycki kościółek św. Krzysztofa, położony na narożniku, utworzonym przez ulice Kazimierza Wielkiego i Wierzbową – przy placu św. Krzysztofa.
W październiku 2013 roku reaktywowano po 70-latach przedwojenny cykl odbywających się tutaj Koncertów Poniedziałkowych - we współczesnym wydaniu; wzbogacono też instrumentarium, remontując sprowadzone z Niemiec, neobarokowe organy. To jednak nie wszystkie wydarzenia warte opisania.
Rozpocznijmy nasze odwiedziny od zapoznania się z niezwykłym miejscem – ewangelickim kościołem o pasjonującej historii.


"Kościół św. Krzysztofa we Wrocławiu" - Jerzy Jan Kaczorek, olej na płycie.
























W roku 1267, w dokumencie fundatora, księcia Władysława wrocławskiego, umieszczono pierwszą wzmiankę o tej świątyni - jako ówczesnej kaplicy pogrzebowej Katedry św. Marii Magdaleny - pod wezwaniem św. Marii Egipcjanki. Cech kuśnierzy, mieszkających w rejonie dzisiejszej ulicy Oławskiej, sprawował nad nią opiekę.
Ok. 1409 r. Henryk z Ząbkowic (Heinrich Frankenstein) wzniósł na jej miejscu niewielki ceglany kościół w stylu gotyckim jako orientowaną*, jednonawową budowlę, założoną na planie prostokąta o wymiarach 32 x 16 metrów.

Trzyprzęsłową nawę przekryto sklepieniem sieciowym, natomiast zakończone poligonalnie (pięciobocznie) prezbiterium nakryto sklepieniem krzyżowo-żebrowym. Stromy, dwuspadowy dach pokryto dachówką.
W połowie XV w. świątynia otrzymała nowego patrona: św. Krzysztofa. W 1461 r. do kościoła dobudowano od frontu kwadratową wieżę zakończoną prostym, ostrosłupowym hełmem z ołowianej blachy. W 1575 przekryto ją hełmem renesansowym, a w 1602 r. dobudowano do budynku kościoła zakrystię.
W niszy, na zewnątrz obiektu, ustawiono imponującą drewnianą rzeźbę z 1462 r., przedstawiającą św. Krzysztofa. Na elewacji północnej umieszczono też kamienne epitafia z 1509 r. i z 2 poł. XVI w.
W dalszym ciągu kościołem św. Krzysztofa (oraz znajdującą się w pobliżu Bramą Oławską) opiekowali się kuśnierze. Stanowił on od co najmniej 1416 r. (kiedy wygłaszano w nim kazania w języku polskim) ośrodek skupiający mieszkających we Wrocławiu Polaków.

Od czasów reformacji (pocz. XVI w.) kościół św. Krzysztofa był zborem ewangelickim – i pozostał nim do dzisiaj.
Wówczas jednak – w niemieckojęzycznym mieście – służył polskiej ludności, która wiernie trzymała się swojego rodzimego języka. Zgodnie z naukami Marcina Lutra – umożliwiono wyznawanie wiary i pobieranie nauki w języku ojczystym. Utworzono wówczas przy kościele polską szkołę luterańską, w której od 1619 r. uczono dzieci katechizmu i recytacji Biblii po polsku. Kierował tą szkołą kaznodzieja luterański i nauczyciel Michał Kusz (Kuschius, Kuś, Kusch) – autor wydanego drukiem w 1646 r. słownika niem.-pol.-łac. Wegweiser zur polnischen und deutschen Sprache. Przewodnik do języka polskiego. W swojej przedmowie do słownika wspomniał o zamiłowaniu wrocławian do nauki języka polskiego.
Od roku 1765 do przejścia na emeryturę w 1803 r. – polskim kaznodzieją i pastorem przy kościele św. Krzysztofa był ks. Paweł Twardy. Ustanowił on stypendium dla polskich studentów teologii z Wrocławia i Śląska Cieszyńskiego (skąd pochodził). Było ono wypłacane przez magistrat wrocławski aż do czasów I wojny światowej.

Oto zachowany tekst życzeń noworocznych służby kościelnej z tego okresu, (dokładnie z 1797 roku), przeznaczonych dla parafian kościoła św. Krzysztofa:

Panie, dni roku przeszłego
Znakiem są zaszczytu twego
Boś nas od nieszczęścia bronił
I od wojny trwóg zasłonił,
A przy pracach powołania
Znaliśmy twe zmiłowania.
Za to cię pokornie czcimy,
Z całym krajem cię wielbimy,
Zostańże naszą obroną,
Wierną w tym roku zasłoną.


Także później, ok.1860 roku, panowała we Wrocławiu (ówczesnym Bresslau) atmosfera akceptowanej wielokulturowości, o czym pisał Wojciech Cybulski, naukowiec, pracujący na Uniwersytecie Wrocławskim**:

Z pomocą jednego z mieszkających tu rodaków zacząłem szukać pomieszczenia. Wybór jest dość znaczny, ale w starym, ciasno zabudowanym mieście, po przestronnym Berlinie, trudno zamieszkać. (…) Cały też świat niehandlowy mieszka w nowo założonych częściach, ponad kanałem opasającym Stare Miasto, gdzie dom przy domie jak pałace. Tam nająłem… Ja będę miał trochę daleko do uniwersytetu, kwadrans do pół godziny, ale za to drogą przez promenady… Sądzę, że nie będę żałował Berlina, sztywnego, wyrachowanego, etykietalnego, polskości mało przychylnego. Wrocław w połowie polskim jest miastem. Ludność Polakom daleko przychylniejsza. Przemysł, handel, interesa prowadzą ją do znaszania się z ludnością polską w Księstwie i Królestwie. Toteż i Polaków zawsze tu dużo przybywa, a nawet stale przemieszkuje. W moim własnym zawodzie daleko rozleglejsze pole działania. Źródła do badań naukowych daleko obfitsze niż w Berlinie. Również i w prywatnych stosunkach więcej niezawisłości, bo mniej zewnętrznej formy i towarzyskich wymagań. Panuje tu jeszcze cośkolwiek ze słowiańskiej pierwotnej gościnności.



W okresie pruskim (1741-1871) królowie pruscy – poprzez liczne naciski – dążyli do likwidacji narodowych wolności w kościele ewangelickim. W 1809 r. pruskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zażądało od konsystorza przerwania wygłaszania kazań po polsku, czesku i serbołużycku.

Jednak w kościele św. Krzysztofa kazania w języku polskim wygłaszano regularnie do 1829 r., później stopniowo coraz rzadziej. W roku 1888 (już w tzw. epoce imperialnej, czyli w Cesarstwie Niemieckim) kościół św. Krzysztofa stał się siedzibą filiału parafii św. Marii Magdaleny – co zakończyło polską kartę historii świątyni.



Dalsze losy budynku kościoła można streścić w sześciu punktach:


1. Restaurowany w XVI i XVII w.

2. Zniszczony w 1945 r. w ok. 75 %. Mimo pożaru, który ogarnął cały obiekt – stojąca na zewnątrz drewniana figura św. Krzysztofa ocalała od pożogi. Przeniesiono ją później do wnętrza świątyni.


Postać św. Krzysztofa
wyrzeźbiona w drewnie ok. 1462 r.
Jedyny zachowany element
oryginalnego wyposażenia kościoła
Fot. Jerzy Jan Kaczorek
3. Zabezpieczony i odbudowywany stopniowo w latach 1947-1949 i 1957-1958 (wg projektów Edmunda Małachowicza i pana Rachwalskiego). Podczas odbudowy przeniesiono elementy architektonicznego wyposażenia wnętrz z nieczynnych dolnośląskich kościołów ewangelickich: manierystyczny tryptyk z Masłowa (najcenniejszy zabytek we wnętrzu, dzieło snycerskie z 2 poł. XVI w.), neogotyckie ławki, ambonę, kamienną chrzcielnicę, a także organy romantyczne firmy Schlag & Söhne z 1909 r. – sprowadzone ze Słupca koło Nowej Rudy.





Prezbiterium z ołtarzem. Fot. Jerzy Jan Kaczorek


























4. W roku 1966 wyremontowano elewację, w latach 1969-1970 zrekonstruowano renesansowy hełm wieży.


Prospekt organowy. Organy romantyczne firmy Schlag & Söhne z 1909 r.
Fot. Jerzy Jan Kaczorek



























5. W 2013 roku zainstalowano i przebudowano drugie organy, umieszczone na poziomie posadzki – mechaniczny neobarokowy instrument firmy Walcker, sprowadzony z Niemiec.


Organy neobarokowe firmy Walcker, sprowadzone z Niemiec w 2013 roku.
Fot. Archiwum Zeggerteum


6. W 2016 roku dokonano generalnej restauracji pierwszego z dziesięciu otworów okiennych, wyposażając go w kamienne maswerki, wypełnione kopiami historycznych witraży, sporządzonymi na podstawie zachowanych oryginalnych egzemplarzy, poddanych pieczołowitej konserwacji i przechowywanych w Muzeum Narodowym we Wrocławiu (renesansowe kwatery herbowe z profilami ołowianymi z kościoła św. Krzysztofa).


Zgodnie z tradycją – po drugiej wojnie światowej, w polskim Wrocławiu, kameralny kościół św. Krzysztofa pełni znowu funkcję ewangelickiej świątyni służącej wielu narodom. W 1958 r. przekazano go na potrzeby religijne wrocławskiej ewangelickiej mniejszości niemieckiej, pozostałej we Wrocławiu po wojnie. 


Ks. płk Andrzej Fober - od 16 lat prowadzi
ewangelicko-augsburską parafię niemieckojęzyczną
we wrocławskim kościele św. Krzysztofa.
Fot. Archiwum Zeggerteum.




























Obecnie wiernymi są także młodzi Niemcy, którzy przyjechali do nadodrzańskiego grodu głównie po 1989 roku. Przez pewien czas, po porannych nabożeństwach w języku niemieckim, odbywały się tutaj spotkania koreańskiej wspólnoty baptystów. 







Goście z USA i Łodzi - nabożeństwo ewangelicko-reformowane.

Fot. Jerzy Jan Kaczorek











Joanna Szczepankiewicz-Battek (sopran),

Marcin Armański (organy).

Nabożeństwo ewangelicko-reformowane. 

Fot. Jerzy Jan Kaczorek





Pozytyw - małe, przenośne organy, w których powietrze do piszczałek tłoczy miniaturowa,
cichobieżna dmuchawa elektryczna.
  Instrument ten służył przez pewien czas podczas nabożeństw
i koncertów, organizowanych
w kościele św. Krzysztofa
przed zainstalowaniem organów
neobarokowych w poziomie posadzki. 

Fot. Jerzy Jan Kaczorek




W latach 2007-2014 polscy ewangelicy reformowani i sympatycy tego wyznania spotykali się dwa razy w miesiącu na popołudniowych, niedzielnych nabożeństwach, korzystając 
z gościnności gospodarza – księdza płk Andrzeja Fobera, 
który od 16 lat prowadzi tę ewangelicko-augsburską parafię.



















Przed koncertem po nabożeństwie ewangelicko-reformowanym.
Organista i kantor Marcin Armański z zespołem uczniów ze szkoły muzycznej.
Fot. Jerzy Jan Kaczorek


To jednak nie wszystkie wydarzenia, które odbywają się we wnętrzu kościoła św. Krzysztofa. 



447. Koncert Poniedziałkowy.
Tomasz Kmita-Skarsgård gra na organach romantycznych.
Fot. Archiwum Zeggerteum

Koncerty Poniedziałkowe*** 

W każdy pierwszy poniedziałek miesiąca (prócz okresów wakacyjnych i świątecznych) – odbywają się „u świętego Krzysztofa” spotkania z muzyką kameralną lub kościelną. Koncerty te, zwane Poniedziałkowymi, są kontynuacją przedwojennego cyklu, nazywanego wówczas Orgelkonzerte przez ich twórcę i organizatora – Gerharda Zeggerta. Wbrew tytułowi – były to prezentacje instrumentalnej muzyki kameralnej, solowej z towarzyszeniem organów, a także muzyki wokalnej bądź wokalno-instrumentalnej. Wykonawcami, zapraszanymi przez kantora, byli soliści: wokaliści i instrumentaliści (skrzypce, wiolonczela, lutnia), a także chóry. Zeggert występował jako organista i dyrygent. Jak przystało na wybitnego kantora Głównego i Parafialnego Kościoła św. Marii Magdaleny (w latach 1923–1943), organistę, dyrygenta i kompozytora – Gerhard Zeggert zadbał o to, by regularnie – w kościele św. Marii Magdaleny, a później także w kościele św. Krzysztofa – odbywały się wydarzenia muzyczne o zróżnicowanym repertuarze. W okresie 20 lat zdołał zorganizować ponad czterysta koncertów, prezentujących muzykę wszystkich epok, głównie kompozytorów niemieckich, ale także angielskich i włoskich.


447. Koncert Poniedziałkowy.
Tomasz Kmita-Skarsgård
gra na organach neobarokowych.
Fot. Archiwum Zeggerteum





























Reaktywację tego przedwojennego cyklu zawdzięczamy obecnemu kantorowi i pierwszemu organiście w parafii św. Krzysztofa. W 2010 roku odnalazł on w kantoracie kościoła św. Krzysztofa zbiór muzykaliów i druków kościelnych, które do 1945 roku znajdowały się w posiadaniu ewangelickiej parafii św. Marii Magdaleny. Tomasz Kmita-Skarsgård w połowie 2012 r. odkrył wśród archiwaliów głosy chóralne najsłynniejszego Zeggertowskiego dzieła: Messe in g-moll, napisanej ku pamięci przedwcześnie zmarłego brata kompozytora, a także m.in. cztery opracowania chóralne, prezentowane przez Zeggerta na koncertach poniedziałkowych: Kyrie – autorską miniaturę, Segne und behüte uns – czterogłosowe opracowanie pieśni na chór żeński lub chłopięcy, Kommt Seelen! – opracowanie chorału J.S. Bacha na trzy głosy oraz Nun sich der Tag i Bis hierher hat mich Gott gebracht. Wartość tego odkrycia podkreśla fakt, iż do niedawna wszystkie przedwojenne kompozycje Gerharda Zeggerta uważano za zaginione. Taką wersję potwierdzało wiele źródeł, w tym Schlesisches Musiklexikon, a także rodzina muzyka.
Spektakularne znaleziska i niezwykłe bogactwo spuścizny wybitnego kantora spowodowały, że jesienią 2013 r. Tomasz Kmita- Skarsgård podjął udaną próbę reaktywacji cyklu koncertów sprzed dziewięćdziesięciu lat. Pierwszy po siedemdziesięcioletniej przerwie, inauguracyjny Koncert Poniedziałkowy (opatrzony wg kolejności numerem 429.) odbył się w katedrze św. Marii Magdaleny we Wrocławiu, z udziałem Collegium Vocale Bochum i Collegium Instrumentale Bochum pod dyrekcją prof. Hansa Jaskulsky’ego.
II Koncert inauguracyjny miał już miejsce w kościele parafialnym św. Krzysztofa, również w październiku 2013 r. Było to wydarzenie wyjątkowe ze względu na obecność córki Gerharda Zeggerta, Ute Kopf-Zeggert i jej córki, Brity Kopf, która wraz z Tomaszem Kmitą-Skarsgårdem wykonała dwie kompozycje na wiolonczelę z towarzyszeniem organów. Wstęp wygłosiła profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, dr hab. Joanna Subel, przedstawiając prezentację multimedialną o życiu i działalności artystycznej Gerharda Zeggerta. Spotkanie zakończył występ Zespołu Wokalnego Rondo, który wykonał dwie kompozycje Zeggerta, odnalezione w bibliotece kantoratu w 2012 r. 
Od tamtej pory w kościele św. Krzysztofa odbyło się już 28 kolejnych Koncertów Poniedziałkowych współczesnej doby. Chociaż w planowaniu repertuaru istnieją ograniczenia – przede wszystkim niewielką przestrzenią świątyni i dostępnym instrumentarium – prezentowane utwory kameralne, wykorzystujące małe obsady okazały się dla słuchaczy atrakcyjne muzycznie. Repertuar – zróżnicowany pod względem aparatu wykonawczego (organy, chóry, grupy wokalne, instrumentalne zespoły muzyki dawnej, a także duety: organy plus instrument solowy); ponadto obejmujący kilka epok (prócz muzyki dawnej także romantyzm i współczesność) – przyciąga co miesiąc rosnące grono melomanów, niektórzy przyjeżdżają spoza Wrocławia. 

Urodziny Bacha 2014. Widok z ambony. Fot. Archiwum Zeggerteum


















Urodziny Bacha


Równolegle z reaktywacją Koncertów Poniedziałkowych, przy parafii kościoła św. Krzysztofa została utworzona fundacja Zeggerteum, którą kieruje dyrektor muzyczny Tomasz Kmita- Skarsgård. Sprawuje ona wraz z kantoratem opiekę nad wszystkim, co związane z kulturą i sztuką w parafii. Prócz Koncertów Poniedziałkowych, kantorat i fundacja organizują każdego roku Nabożeństwo Dziewięciu Czytań i Kolęd, Święto Muzyków i Urodziny Bacha

Urodziny Bacha 2015. Tomasz Kmita-Skarsgård dyryguje zespołem kameralnym.
Fot. Archiwum Zeggerteum












Uroczyste koncerty w dniu urodzin genialnego kantora z Lipska odbywają się właśnie w kościele św. Krzysztofa, począwszy od 2012 roku. Od kilku lat przyjęły formę mszy ewangelickiej według porządku z XVIII w. Podczas tegorocznego nabożeństwa wykonano Bachowską kantatę BWV 131 Aus der Tiefe rufe ich, Herr, zu dir z akompaniamentem orkiestry kameralnej. W zeszłym roku natomiast wysłuchaliśmy kantaty BWV 106 Gottes Zeit ist die allerbeste Zeit (Actus Tragicus) z towarzyszeniem fletów podłużnych, violi da gamba, wiolonczeli barokowej i organów.


Urodziny Bacha 2016. Tomasz Kmita-Skarsgård dyryguje chórem.
Fot. Archiwum Zeggerteum






Urodziny Jana Sebastiana Bacha w roku 2013 były wyjątkowe – miast jednej z kantat, mieliśmy okazję posłuchać motetu Jesu meine Freude w wykonaniu solistów Chóru NFM (wówczas Filharmonii Wrocławskiej) pod dyrekcją Agnieszki Franków-Żelazny, z towarzyszeniem organów i violi da gamba.


Urodziny Bacha 2016. Tomasz Kmita-Skarsgård dyryguje zespołem kameralnym.
Fot. Archiwum Zeggerteum




Okazuje się, że kameralne wnętrze kościółka św. Krzysztofa, pozbawione pogłosu, charakterystycznego m. in. dla rozległych, przestronnych gotyckich świątyń - tworzy atmosferę skupienia i przytulnej bliskości substancji dźwiękowej, wypełniającej niedużą przestrzeń. 


Urodziny Bacha 2016.
Żaneta Magryta-Sidoruk(wiolonczela)
Fot. Archiwum Zeggerteum

O wyjątkowości koncertów 

u św. Krzysztofa 
decyduje również 
obecność dwóch czynnych, 
choć niewielkich organów o zróżnicowanej charakterystyce: 

romantycznych, firmy Schlag & Söhne - usytuowanych 
na emporze zachodniej

i neobarokowych, 
firmy Walcker**** – 
ustawionych w poziomie
posadzki, 
w narożniku nawy.




Urodziny Bacha 2016.
Tomasz Niestrój gra na organach
neobarokowych.
Fot. Archiwum Zeggerteum

Mniejsze organy należą do grupy nielicznych instrumentów piszczałkowych w Polsce posiadających historyczny strój, są ponadto jednymi z siedmiu czynnych, mechanicznych organów w świątyniach wrocławskich, w tym jedynymi neobarokowymi.
Lokalizacja instrumentu w pobliżu słuchaczy i muzyków, którym towarzyszy podczas koncertów, powoduje, że jego dźwięk jest doskonale rozprowadzany przez sklepienie nawy, co zapewnia nośne wybrzmiewanie.




Starszy, większy instrument – główne organy Schlag & Söhne – znajdują się od dawna w złej kondycji. Ze względu na ambitne plany kantoratu parafii, związane nie tylko z dotychczasową aktywnością liturgiczną i koncertową, ale także z programem edukacji młodych muzyków – powstał projekt budowy nowych organów zachodnich, z prospektem nawiązującym do XVIII-wiecznego prospektu Caspariniego. Przed  II wojną światową znajdował się bowiem w tym miejscu wspaniały instrument (z 1715 r.), będący dziełem słynnego organmistrza Adama Horatio Caspariniego.
 
Kwietniowy przetarg na budowę nowych organów wygrała założona w 1882 r. firma Johannes Klais Orgelbau z Bonn, ciesząca się doskonałą opinią na świecie. Dość powiedzieć, że wybudowała wspaniałe organy piszczałkowe m. in. w katedrze w Kolonii, w katedrze w Berlinie, w Narodowym Centrum Sztuki w Pekinie, w Filharmonii Krakowskiej, a ostatnio w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu.
 
Równolegle planuje się renowację starych organów firmy Schlag & Söhne i przeniesienie ich do Kościoła Pamiątkowego Gustawa Adolfa na Sępolnie.


Organy neobarokowe firmy Walcker.
Nowa kotarka z herbem Wrocławia.
Fot. Archiwum Zeggerteum


Wyposażenie wnętrza kościoła św. Krzysztofa nie jest jednorodne stylistycznie. Ta różnorodność jest niewątpliwie atutem – tworzy interesującą kompozycję barw, kształtów i faktur. Dla odbiorców wrażliwych ten niewielki kościół stał się ostatnimi laty nie tylko miejscem wielojęzycznej modlitwy. Jest także świątynią sztuki muzycznej uprawianej w urokliwym architektonicznym otoczeniu. 
 


Beata Bigda

Wrocław, 2016 roku.

Orientowanie – dotyczy architektury sakralnej. Jest to zwrócenie części prezbiterialnej świątyni, mieszczącej ołtarz główny, ku wschodowi (łac. oriens – wschód). Stamtąd ma nadejść Jezus Chrystus podczas drugiego przyjścia – paruzji ("Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na wschodzie, a świeci aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego" Mt 24,27). O tak usytuowanych względem stron świata kościołach mówi się, że są orientowane.


**
Uniwersytet Wrocławski - wówczas Universitas litterarum Vratislaviensis – powstały w 1811 r., na rozkaz króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III z połączenia ewangelickiej Viadriny z Frankfurtu nad Odrą z wrocławską Leopoldiną. Uczelnia wyposażona była w pięć wydziałów: teologii ewangelickiej, teologii katolickiej, prawa, medycyny i filozofii. Ostatni z wymienionych wydziałów służył jako baza, do której włączano wszystkie nowe dyscypliny: geografię, historię, sanskryt, neofilologie, muzykę, nauki ścisłe i rolne. W 1841 r. – dzięki woli kolejnego władcy, Fryderyka Wilhelma IV, powołano katedrę języków i literatur słowiańskich „aby dać polskim studentom sposobność do doskonalenia się w mowie ojczystej.”


W XIX w. na wrocławskim uniwersytecie pracowało wielu znakomitych uczonych, m.in.: Jan E. Purkyne – twórca fizjologii jako odrębnej dyscypliny naukowej, Jan Mikulicz Radecki – genialny chirurg, Ernest Kummer – matematyk, Johann Galle – odkrywca planety Neptun, Gustaw Kirchhoff – sławny fizyk. 

Polacy zajmowali niektóre katedry i piastowali wysokie godności: w roku akademickim 1893/1894 rektorem uczelni był slawista prof. Władysław Nehring.

W setną rocznicę powstania państwowego uniwersytetu (1911 r.) nadano mu nazwę: Śląski Uniwersytet Fryderyka Wilhelma.

Z uczelnią związani byli nobliści, m.in: Eduard Buchner i Friedrich Bergius (chemia), Otto Stern, Max Born i Erwin Schrödinger (fizyka), Paul Ehrlich (medycyna), Theodor Mommsen (literatura).


**
Więcej o Koncertach Poniedziałkowych można przeczytać na łamach miesięcznika „Odra”(nr 9-wrzesień-rok MMXVV/2014: „Powrót Koncertów Zeggerta - z Tomaszem Kmitą-Skarsgårdem rozmawia Beata Bigda”) lub tutaj: http://beabard.blogspot.com/2014/09/powrot-koncertow-zeggerta.html

****
Więcej informacji o tym instrumencie mieści artykuł „Nowe, neobarokowe organy u św. Krzysztofa. Z Tomaszem Kmitą-Skarsgårdem rozmawia Beata Bigda”, dostępny tutaj: http://beabard.blogspot.com/2016/07/nowe-neobarokowe-organy-u-sw-krzysztofa.html


Artykuł ten ukazał się na łamach Dolnośląskiego Magazynu Społeczno-Kulturalnego ROBB+MAGGazin, w numerze 11/2016. 

piątek, 10 lutego 2017

Na Wschodzie bez zmian?


Z Adamem Balcerem, szefem projektu Eurazja w think thanku WiseEuropa, o sytuacji w Eurazji Centralnej, dekalogu polskiej polityki wschodniej, geopolityce, możliwościach, szansach, zaniedbaniach, związkach ekonomicznych ze Wschodem, koalicji
w UE i NATO na rzecz krajów Partnerstwa Wschodniego, pamięci historycznej, Polakach na Wschodzie, zachodnim kontekście polskiej polityki wschodniej i receptach na poprawę polskiej strategii rozmawia Beata Bigda.

  

Adam Balcer

Szef projektu w WiseEuropa oraz badacz krajowy w European Council on Foreign Relations. Pracownik naukowy w Studium Europy Wschodniej UW, wykładowca w Akademii Dyplomatycznej.
W latach 2005-2009 - kierownik projektu tureckiego w Ośrodku Studiów Wschodnich UW. W okresie 2009-2013 - dyrektor programu w demosEuropa Centrum Strategii Europejskiej. W latach 2011-2012 - członek zespołu doradców Prezydenta RP ds. Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa, natomiast w okresie 2013-2014 - ekspert w Prezydenckim Programie Eksperckim „Laboratorium Idei”.
W latach 2015-2016 - dyrektor programowy Konferencji „Polska Polityka Wschodnia”, organizowanej przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu. 
Autor licznych artykułów i raportów (w kraju i zagranicą) na temat Bałkanów, Turcji i państw byłego ZSRR. Współautor książek Polska na globalnej szachownicy (2014), Orzeł i półksiężyc. 600 lat polskiej publicystyki poświęconej Turcji (2014).



Beata Bigda:

Podczas konferencji "Polska polityka wschodnia 2015", zorganizowanej we Wrocławiu przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego przedstawił pan raport: Na Wschodzie bez zmian? Polska polityka wschodnia - stan obecny i perspektywy, który ogniskował się przede wszystkim (choć nie tylko) na stosunkach Polski z krajami byłego ZSRR, ze szczególnym uwzględnieniem Ukrainy. Jak dzisiaj brzmi odpowiedź na pytanie zadane w tytule pańskiej analizy?

Adam Balcer: 

Masowe demonstracje, rewolucje i konflikty zbrojne na Wschodzie wyraźnie wskazują na przełom we wszystkich wymiarach (gospodarczym, geopolitycznym, społecznym, tożsamościowym, politycznym), do jakiego dochodzi ostatnimi laty w krajach poradzieckich. Dotychczasowe, postsowieckie modele rozwoju ekonomicznego i legitymizacji politycznej wyczerpują się. Istotne zmiany zachodzą również w sferze demograficznej. Następuje sukcesywny wzrost udziału procentowego muzułmanów w przestrzeni poradzieckiej. Około 2050 roku będą stanowić niewiele mniejszą część mieszkańców byłego ZSRR niż etniczni Rosjanie. Migracje także będą zmieniać strukturę poszczególnych regionów Rosji. Następują na naszych oczach dramatyczne geopolityczne przesunięcia tektoniczne. Taka sytuacja wywiera istotny wpływ na układ sił nie tylko w skali kontynentu, ale nawet globalnie. 


- W podsumowaniu raportu (Dekalog polskiej polityki wschodniej – rekomendacje) podkreślił pan znaczenie, jakie ma dla naszej sytuacji w światowym układzie sił kształtowanie stosunków między Polską a krajami Kaukazu Południowego i Azji Centralnej. Dlaczego to takie ważne?

- Obszar poradziecki, rozumiany jako terytoria carskiej i komunistycznej Rosji, to pojęcie dziś anachroniczne. Przestrzeń poradziecka nie jest zamkniętą monadą. Azja Centralna to nie tylko pięć republik byłego ZSRR, ale także Afganistan, Północny Iran, region autonomiczny Chin, czyli prowincja Sinciang, którą zamieszkuje ludność uyghurska – pięta achillesowa Państwa Środka oraz – w pewnym stopniu – także Mongolia. Chiny wchodzą od kilkunastu lat na wielką skalę do Azji Centralnej. Ich współpraca z Rosją uległa wyraźnej intensyfikacji i pogłębionej asymetrii na korzyść Pekinu. Na Kaukazie Południowym Turcja i w mniejszym stopniu Iran uzyskały istotne wpływy, gdyż ich północno-wschodnie terytoria stanowią integralną część tego regionu. Azja Centralna ma zdecydowanie starsze związki historycznie z Chinami i z Bliskim Wschodem niż z Rosją; z kolei Bliski Wschód był przez wieki powiązany z muzułmańskimi wspólnotami Kaukazu, Powołża czy Azji Centralnej. 
Elitarne jednostki ISIS w Syrii pochodzą z tych regionów. Biorąc pod uwagę te powiązania - bardziej uzasadnione jest użycie pojęcia „Eurazja Centralna” wobec przestrzeni między Chinami i UE oraz Półwyspem Indyjskim i właściwym Bliskim Wschodem.


- Rosja, jaką znamy, jednak nie zniknie...


- Rosja jest i pozostanie bardzo ważnym graczem w przestrzeni Eurazji Centralnej. Po długim okresie kurczenia się jej wpływów – podjęła próbę reintegracji i odzyskania kontroli nad światem poradzieckim poprzez skupianie na powrót ziem sowieckich w ramach Unii Eurazjatyckiej. Przeciwstawia się narastającej samodzielności byłych „kolonii”, a także zacieśnianiu związków obszaru poradzieckiego z sąsiednimi regionami. Jednak w przypadku większości krajów byłego ZSRR te starania Rosji długoterminowo są skazane na porażkę.
Rosja oprócz siły militarnej nie ma wystarczających narzędzi wpływu. Natomiast naga siła wystarczy do oderwania części terytorium byłej kolonii, ale nie do jej trwałego podporządkowania. Dlatego w polskiej polityce zagranicznej jednym z celów długoterminowej strategii wschodniej powinno być odejście od rosyjskocentrycznego paradygmatu obszaru poradzieckiego i przyjęcie paradygmatu euroazjatyckiego, który uwzględnia (wspomniane przed chwilą) procesy geopolityczne, zachodzące tam od 1991 roku. Taka metoda pomogłaby wpisać polską politykę wschodnią w szerszy, globalny kontekst.


- Jakie są pańskie recepty na realizację tej strategii przez Polskę?

- Polska na arenie unijnej powinna postarać się o uzyskanie statusu eksperta do spraw Morza Bałtyckiego, Kaukazu Południowego i Azji Centralnej. Wymagałoby to otwarcia ambasad w Afganistanie, Turkmenistanie i Mongolii, zorganizowania wydziału promocji handlu i inwestycji w Baku lub Tbilisi oraz rozwoju na polskich uniwersytetach centrów badawczych, zajmujących się Azją Centralną i Kaukazem. Na tych dwóch obszarach powinniśmy podjąć szczególnie bliską współpracę z Kijowem, który jest tam znacznie aktywniej zaangażowany, niż Warszawa. 


- Podkreśla pan, że ocieplenie stosunków polsko-rosyjskich jest obecnie niemożliwe, wskazując jednak na niedocenianie znaczenia „pracy u podstaw”– czyli rozwoju relacji z poszczególnymi regionami Rosji i wsparcia dla rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego. Interesująca jest też pańska propozycja rozszerzenia kontaktów biznesowych z niektórymi regionami Rosji (Kaliningrad, Tatarstan, Baszkiria). Jakie mamy realne możliwości takich działań przy jednoczesnym silnym oporze – wręcz wrogości – ze strony Rosji Putina?

- Przede wszystkim powinniśmy wyjść poza Moskwę, Petersburg i okolice. Mimo, że nie mam złudzeń: skomplikowana sytuacja polityczna i trudne warunki ekonomiczne w Rosji nie dają polskiemu biznesowi większych szans na sukces. Jednak nie możemy rezygnować! Kaliningrad to enklawa granicząca bezpośrednio z Polską. Baszkiria i Tatarstan to z kolei duży rynek – bogate w zasoby regiony nierosyjskie, zamieszkiwane przez bardzo podobne do siebie dwa narody, stanowiące największe skupisko nie-Rosjan w Rosji. Te narody będą odgrywać w Rosji istotną rolę w przyszłości. Niestety zawieszając jednostronnie mały ruch graniczny z Kaliningradem Polska sama strzela sobie w stopę i robi prezent prezydentowi Putinowi. 


- Jedna z rekomendacji w pańskim Dekalogu polskiej polityki wschodniej wskazuje na pilną potrzebę ocieplenia relacji z Białorusią i współpracę w tej kwestii z państwami bałtyckimi: Litwą, Łotwą i Estonią.

- W kontaktach z Białorusią powinniśmy mieć świadomość, że zmiany w polityce zagranicznej i systemie politycznym tego kraju są mało prawdopodobne. Tym bardziej należy jednoznacznie dać do zrozumienia, że celem naszych prób ocieplenia relacji nie jest przeprowadzenie rewolucyjnej zmiany systemu, lecz wsparcie dla rozwoju relacji Białorusi z Zachodem oraz dialogu między władzą a umiarkowaną opozycją. Obecne otwarcie Polski na Białoruś jest zasadne, ale istnieją obawy, że będzie się ono odbywać kosztem zupełnej rezygnacji przez Warszawę z kwestii wsparcia dla białoruskiego społeczeństwa (w tym obywatelskiego), o czym świadczy decyzja o drastycznym ograniczeniu dotacji dla TV Bielsat i „rusyfikacja” jej języka emisji. Nie można także poprzez zbliżenie z Mińskiem legitymizować Unii Eurazjatyckiej jako równoprawnego partnera Unii Europejskiej, co mogliśmy zauważyć podczas wizyty wicepremiera Morawieckiego na Białorusi. 


- Jakie według pana są najważniejsze zadania polityki polskiej wobec Białorusi?

- Wprowadzenie w życie umowy o małym ruchu granicznym, zniesienie wiz dla Polaków podróżujących na Białoruś (moglibyśmy tutaj powołać się na przykład polityki Armenii wobec obywateli UE), zdecydowane poparcie negocjacji białorusko-unijnych w sprawie liberalizacji wiz, znaczne zwiększenie liczby studentów z Białorusi oraz kursów języka polskiego na polskich uczelniach, rozwój współpracy na poziomie lokalnym (Lublin, Białystok – Grodno, Brześć) i uzyskanie ułatwień dla polskiego biznesu.  


- Dlaczego atmosfera na Litwie jest tak pełna uprzedzeń do Polski? Czy to kompleks małego kraju i obawa przed naszymi „neokolonialnymi” skłonnościami? 

- Rzeczywiście, na Litwie istnieją lęki przed dominacją polską i problem polskiej mniejszości. Jej prawa powinny zostać poszerzone. Jednak polska mniejszość przejawia silnie prorosyjskie sympatie - zarówno elita jak i społeczeństwo - o czym w Polsce mało się mówi. Co więcej, rząd w Warszawie bezwarunkowo popiera polską mniejszość. Taka postawa środowiska polskiego i Warszawy plus zaszłości historyczne nie pomagają w ułożeniu dobrych stosunków pomiędzy naszymi krajami. Bardzo ważne jest także dostrzeżenie, że Litwini zmieniają nastawienie do własnej przeszłości, odkrywając w swoich dziejach rolę spolonizowanej często szlachty, identyfikującej się z Wielkim Księstwem Litewskim. Nie przypadkiem trylogia Silva rerum, autorstwa Kristiny Sabaliauskaitė, traktująca o siedemnastowiecznej i osiemnastowiecznej szlachcie polsko-litewskiej, stała się hitem czytelniczym w Litwie z masowym nakładem. 


Co możemy zrobić, żeby poprawić istniejącą niedobrą sytuację?



- Powinniśmy także krytycznie spojrzeć na istniejący w Polsce obraz sąsiadów. Gdy kibice Lecha wywieszają gigantyczny transparent „Litewski chamie uklęknij przed polskim panem” – to naprawdę ręce opadają. Żaden z tych prawdziwych Polaków z pewnością nie wie, że pod koniec XIX w. w spisie powszechnym zdecydowana większość licznej szlachty na Żmudzi uznała litewski za język ojczysty. Musimy także zyskać bardziej zrównoważony pogląd na temat rzeczywistych przyczyn dzisiejszych polsko-litewskich nieporozumień. Przytoczę kilka wymownych faktów: najważniejsi polscy politycy publicznie wyrażają dezaprobatę dla członkostwa Litwy w Unii Europejskiej. Inni twierdzą, że sytuacja Polaków na Litwie jest gorsza niż na Białorusi i w efekcie polscy żołnierze będą się zastanawiać, czy pomóc wszystkim Bałtom w razie agresji Rosji. To są wypowiedzi skandaliczne, uderzające w fundamentalne interesy Polski (zasada solidarności sojuszniczej). Z kolei Trybunał w Strasburgu orzekł, że Polacy na Litwie w niektórych kwestiach dotyczących praw mniejszości, mimo naszych protestów, nie są dyskryminowani.  



- Polska, z poparciem Szwecji, jest twórcą programu Partnerstwa Wschodniego, które ma w przyszłości przygotować objęte nim państwa do akcesji w Unii Europejskiej. Jak wzmocnić nasze koalicje w UE i NATO na rzecz krajów PW, czyli: Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, Gruzji, Azerbejdżanu i Armenii?


- Tym większa będzie nasza zdolność koalicyjna, im silniejsze będą realne polskie wpływy na Wschodzie. Zyskamy wówczas pozycję wiarygodnego i atrakcyjnego partnera. Powinniśmy być szczególnie asertywni wobec Niemiec, przedstawiając koncepcje i inicjatywy w sprawie współpracy z Berlinem na Wschodzie. Niestety, obecny rząd ze względu na anty-niemieckie uprzedzenia oraz politykę wewnętrzną („dobra zmiana” wzorowana na Orbánie) ma zdecydowanie gorsze relacje z Berlinem oraz Brukselą. W wymiarze wschodnim niezwykle ważne są także nasze relacje ze Skandynawami, szczególnie ze Szwecją. Łączą nas wspólne interesy wobec Rosji i Europy Wschodniej - jednak ze względów ideologicznych 
(kontrrewolucja kulturalna wobec „lewactwa”, multi kulti, politycznej poprawności i liberalnej demokracji) Polska za strategicznego partnera w Europie wybrała Węgry… jedno z najbardziej prorosyjskich państw w UE.
Polska powinna promować w UE zwiększenie wymiaru społecznego Partnerstwa Wschodniego przy wzmocnieniu działań pozarządowych (finansowanie i instytucjonalizacja współpracy społeczeństw obywatelskich UE i PW w szerokiej skali). Trudne będzie wprowadzenie w życie umów stowarzyszeniowych. Nie powinniśmy zapominać o konieczności przekonywania instytucji i państw członkowskich do wspierania w ramach PW projektów poświęconych historii, kulturze i tożsamości. Jak pokazała rewolucja godności na Ukrainie - ta niedoceniana w Europie kwestia jest niezwykle ważna.




- Specjaliści często spierają się na temat różnic w pamięci historycznej naszej i naszych sąsiadów. Stawiany jest warunek przeprosin (np. od Ukraińców za Wołyń) – przed podjęciem pełnowartościowej współpracy. Czy wspólny interes nie jest czynnikiem mocniej spajającym niż historyczne rozliczenia? 

- Nasze kłopoty z pamięcią historyczną są problemem złożonym. Polskie elity polityczne zbyt często dostosowują się do nastrojów społecznych, zamiast aktywnie kształtować pamięć historyczną. Z jednej strony w polskiej, wyidealizowanej interpretacji historycznej zawsze byliśmy i jesteśmy ofiarą oraz bohaterami. Na przykład wielu Polaków jest głęboko przekonanych, że podczas II wojny światowej cierpieliśmy bardziej niż Żydzi i masowo ich ratowaliśmy. W naszej wizji przeszłości nieodmiennie byliśmy wspaniali. Pamięć o ciemnych kartach naszej historii jest bardzo ograniczona. Z drugiej strony tendencja środowisk liberalnych do potępiania własnych win przyjmuje charakter absurdalny. Prawie każdy słyszał o Jedwabnem, prawie nikt nie zna wybitnych polskich polityków pochodzenia żydowskiego w elicie przedwojennej. Poważnym problemem w relacjach z naszymi wschodnimi sąsiadami może stać się umacnianie się nad Wisłą sielankowej wizji mitu kresowego oraz idei polskiej misji cywilizacyjnej na Wschodzie. Towarzyszy im oparty na kilku kliszach obraz Ukraińców czy Białorusinów, którzy stanowią jedynie tło dla naszej opowieści. 
Od tych pierwszych oczekujemy, że staną w prawdzie i uznają rzeź wołyńską za ludobójstwo. Uznaję co najmniej część zbrodni UPA na Polakach za ludobójstwo i fakt, że nie ma mowy o symetryczności ze zbrodniami polskimi. Uważam, że powinniśmy starać się przekonać Ukraińców do zmiany ich afirmacyjnego stosunku do UPA. Jednak równocześnie niepokoi mnie kanoniczny stosunek w Polsce do historii polsko-ukraińskiej: uznanie, że istnieje jedna, nasza prawda i niemożliwe jest jej zniuansowanie - czyli uwzględnienie niektórych poglądów historiografii ukraińskiej.  
Co więcej, film Wołyń może wzmocnić głęboko zakorzenione stereotypy przedstawiające Ukraińców jako dzikich rezunów. 


- Sytuacja zamiast się poprawiać, ulega pogorszeniu?

- W zeszłym roku w badaniach CBOS po raz pierwszy liczba Polaków nielubiących Ukraińców była większa niż darzących ich sympatią. Spora grupa była obojętna. Stosunek Ukraińców do nas jest natomiast bardzo pozytywny. A pamiętajmy, że budowany obecnie kształt polskiej tożsamości będzie miał kluczowy wpływ na charakter naszych relacji ze Wschodem. Bezkrytyczny kult Żołnierzy Wyklętych i Narodowych Sił Zbrojnych, flirt władzy ze skrajną prawicą oraz afirmacyjny stosunek do Romana Dmowskiego i tradycji endeckiej, obecne w tych formacjach motywy mocarstwowe wobec wschodnich sąsiadów i ich prorosyjskie inklinacje, a także przypadki zbrodni powodują, że cała polska polityka wschodnia staje pod wielkim znakiem zapytania.


- Znów powraca pytanie, co zrobić, by zmienić złą sytuację?

- Jednym z priorytetów polskich instytucji publicznych powinno być upowszechnienie wiedzy na temat Wschodu poprzez zwiększenie obecności tematyki wschodniej w programach szkolnych i polskich mediach. Zastanawiając się nad zderzeniem historycznych sporów z chęcią rozwoju współpracy ekonomicznej, za wzór Polsce stawia się często pragmatyzm relacji niemiecko-rosyjskich, skupionych rzekomo na teraźniejszości. Jednak także w ich przypadku historia odgrywa ważną rolę. Po stronie niemieckiej istnieje poczucie winy wobec Rosjan, chociaż ofiarami byli w bardzo dużym stopniu obywatele ZSRR innych narodowości, a ponadto za część ofiar w tym okresie odpowiedzialny był Stalin. Dziś Merkel przeciwstawia się stanowczo promowanej przez Rosję afirmacji i rehabilitacji paktu Ribbentrop-Mołotow. Choć Niemcy wciąż mają relacje z Rosją lepsze niż Polska, handel rosyjsko-niemiecki, tak jak polsko-rosyjski, znalazł się w zapaści ze względu na kryzys ekonomiczny w Rosji.


- Jakie kroki powinniśmy podjąć, by wzmocnić proces integracji naszych wschodnich sąsiadów ze strukturami świata zachodniego?

- Przede wszystkim Polska powinna opracować długoterminową, kompleksową strategię polityki wschodniej. Z perspektywy Polski najważniejszą kwestią jest przyszłość Ukrainy, największego kraju byłego ZSRR, który zajmuje także niezwykle ważne miejsce w imperialnej polityce tożsamościowej i historycznej Rosji.
Dlatego jednym z najważniejszych celów Polski powinno być uznanie modernizacji i demokratyzacji Ukrainy – oraz jej integracji europejskiej – za najważniejsze zadanie polskiej polityki zagranicznej w perspektywie najbliższej dekady. To niemal równie istotne, jak nasze członkostwo w UE i NATO w latach dziewięćdziesiątych. Polska jest bardzo mocna w słowach, natomiast gorzej wypada w działaniach (pomoc finansowa, umowy, regularne wizyty, inwestycje).

Z drugiej strony Polska powinna zadbać o znajomość Wschodu w krajach zachodnich. Pomogłoby w tym utworzenie programu wsparcia tłumaczeń prac naukowych i beletrystyki, poświęconych tematyce wschodniej z różnych języków krajów byłego ZSRR (przede wszystkim na język angielski, polski i rosyjski). Następnym krokiem powinno być stworzenie w TV Polonia sekcji wschodniej, nadającej atrakcyjne programy polskie z napisami w językach obcych.


- Czy wymiana myśli, jaka miała miejsce podczas konferencji PPW, może mieć istotny wpływ na zmianę kierunków w polskiej polityce zagranicznej?

- Chciałbym, by tak było. Jednak nie bez powodu czuję się często jak Don Kichot walczący z wiatrakami. Potrzebujemy w Polsce polityka – wizjonera, który byłby zdolny prowadzić przemyślaną, spójną i konsekwentną strategię na niwie międzynarodowej oraz rozumiał długoterminowe procesy zachodzące na świecie. Przed Polską stoją bardzo poważne wyzwania na arenie międzynarodowej, związane z agresywną polityką Rosji, niestabilnością Bliskiego Wschodu, prorosyjskimi skłonnościami nowego prezydenta USA, niejasną przyszłością UE czy wzrostem potęgi Chin; zaś świat to naczynia połączone.
Przedstawiciele naszej klasy politycznej zdają się nie dostrzegać powagi sytuacji. Polityka zagraniczna nigdy nie była tak bardzo zakładnikiem spraw wewnętrznych jak obecnie pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Mamy kiepskie media informacyjne. Polacy wiedzą o świecie zatrważająco mało. Według badań ośrodka IPSOS – w teście na poziom ignorancji w wiedzy o świecie współczesnym - polskie społeczeństwo zajmuje niechlubną drugą pozycję po włoskim. Poziom czytelnictwa, zawsze niski, jest dziś zatrważający. Brakuje mądrych programów edukacyjnych w szkołach– ukazujących w nowym, atrakcyjnym świetle naszą historię, szczególnie dziedzictwo I RP. 



- Wiemy za mało, a w dodatku nie mamy się od kogo uczyć?

- Mieliśmy kryzys uchodźczy w Europie – cóż można było usłyszeć od wielu polskich polityków i dziennikarzy o islamie i muzułmanach w odniesieniu do Polski? Ksenofobia oparta na stricte etnicznej definicji narodu ściśle powiązanego z rzymskim katolicyzmem. Statystyki nie kłamią. Media prorządowe znacznie bardziej skupiły się na przedstawieniu islamu jako rzekomo śmiertelnego zagrożenia dla Polaków, poświęcając zdecydowanie mniej czasu Rosji.
Poziom ignorancji jest naprawdę porażający. Islam,
 najbardziej podzielona i zróżnicowana wspólnota religijna, jest przedstawiana często jako monolit. Nie ma refleksji nad możliwością wykorzystania przez Rosję masowej islamofobii Polaków poprzez skierowanie ich uwagi na kwestie poboczne i wzmacnianie niechęci do „zepsutego” Zachodu. Ale czego można oczekiwać od rządu, który nie robi nic, gdy środowiska skrajnej prawicy wsparte przez Moskwę grają kartą antyukraińską, antyzachodnią i umacniają swoje wpływy wśród młodzieży?  
Szczerze mówiąc, bardzo trudno być optymistą i wierzyć w poprawę sytuacji.


Rozmawiała Beata Bigda
Wrocław, 2016.



Artykuł ten ukazał się na łamach miesięcznika ODRA - 2 - luty - rok MMXVII / 2017