czwartek, 27 września 2007

Krótka historyjka z „ery przedkomórkowej”


Ta zabawna przygoda nie mogłaby się dzisiaj wydarzyć…


Często mówimy i piszemy o niespotykanym nigdy wcześniej w historii naszego zmyślnego gatunku zawrotnym tempie rozwoju cywilizacyjnego, którego jesteśmy świadkami i uczestnikami w ostatnim dwudziestoleciu. Z przyjemnością korzystamy z telefonów komórkowych, GPS-u, czy internetu, które skutecznie ułatwiają nam życie.

A przecież jeszcze w latach 70-tych i 80-tych minionego stulecia realia były zupełnie inne. Ciekawa jestem, jak dzisiejsze młode pokolenie – dla którego telefon komórkowy i komputer są oczywistymi i nieodłącznymi atrybutami codzienności – poradziłoby sobie w tamtych „siermiężnych” czasach?

Jedno jest pewne – będąc nastolatką w „erze przedkomórkowej” miałam niepowtarzalną okazję przeżycia kilkunastu niezwykłych, często przezabawnych przygód. Oto jedna z nich.

***

Zbliżał się wieczór. Nareszcie nużąca, wielogodzinna podróż dobiegła końca. Pociąg zatrzymał się na małej, sympatycznej stacyjce w nadmorskiej osadzie – miasteczku. Na wzgórzu nieopodal piętrzyła się pudełkowa zabudowa nowo-powstałego osiedla.

Jak na lata 70-te XX w. przystało – moi rodzice wyposażeni byli w podróżny zestaw śniadaniowo – kolacyjny: serwetki, naczynia turystyczne, sztućce, termosy z ciepłą herbatą i kawą, kanapki z serem i wędliną, jajka, pomidory i najwspanialszy deser tamtych czasów: sezamki, słone paluszki i skondensowane mleko w poręcznej tubie. Okazało się niebawem, że całe to oprowiantowanie bardzo się nam przydało.

Przyjechaliśmy do bałtyckiego kurortu na zaproszenie mojej ciotki, która kilka dni wcześniej wynajęła w swoim i naszym imieniu duży pokój z łazienką w jednym z domów zbudowanych niedawno na malowniczej górce, nazywanej „osiedlem Słonecznym”.
W telegramie ciocia Lilka napisała: WYNAJĘŁAM POKÓJ W DOMU PP WIŚNIEWSKICH NA NOWYM OSIEDLU SŁONECZNYM STOP NAZW ULIC ANI NUMERÓW JESZCZE NIE MA ALE DOM POZNACIE PO CZARNYCH KOLUMNACH PRZY WEJŚCIU STOP PRZYJEŻDŻAJCIE STOP LILA

Charakterystyczne wzgórze pokryte gęstą, acz chaotyczną zabudową, odnaleźliśmy bez trudu. Jednak już wkrótce przekonaliśmy się, że odszukanie domu państwa Wiśniewskich nie będzie łatwe.
Budynków było kilkadziesiąt. Rozrzucone bezładnie, jak kwiaty na łące – bez numeracji, a co gorsza – podobne do siebie – pozbawione jakichkolwiek charakterystycznych, niepowtarzalnych cech – tworzyły monotonny labirynt.
Na dodatek domków wyposażonych w czarne stalowe kolumny mnożyło się tu bez liku!
W tej sytuacji mogliśmy jedynie cierpliwie odwiedzać kolejne budynki „ozdobione” metalowymi rurami i rozpytywać wszędzie o państwa Wiśniewskich. Niestety – mieszkańcy nowego osiedla nie znali się jeszcze – nikt nie miał pojęcia, gdzie też mogła zamieszkać poszukiwana przez nas rodzina.
Tymczasem - nie zdołaliśmy dotrzeć nawet do połowy domostw - kiedy zapadła nieprzenikniona, granatowa noc… Cóż nam pozostało – musieliśmy wrócić na opustoszałą stację i w tamtejszej poczekalni urządzić sobie letnią, polową kolację.
Po bezsennej nocy, spędzonej na twardych dworcowych ławach, rześki lipcowy poranek pobudził nas do wznowienia poszukiwań. Po bezskutecznym odwiedzeniu kilkunastu następnych domostw trafiliśmy w jednym z budynków na lekko uchylone drzwi wejściowe… nikt nie odpowiadał na nasze wołania… za to w głębi przedpokoju zauważyliśmy tajemniczą, małą karteczkę, zatkniętą nieśmiało w drzwiach jednego z pokoi…

Ze zdumieniem przeczytaliśmy treść wiadomości: TU MIESZKAM! LILA.

***

Moja ciocia Liliana była naukowcem, pracowała na Wydziale Chemii Farmaceutycznej w Akademii Medycznej, m.in. nad wynalezieniem leku, który pokona raka. Miała niezwykłą wyobraźnię i abstrakcyjny sposób myślenia, a przy tym bywała czasem rozbrajająco nieżyciowa. Dzięki temu przeżyłam w jej towarzystwie wiele zabawnych przygód.

Szkoda, że w dzisiejszym skomputeryzowanym, „komórkowym” świecie nie ma szans na doświadczanie takich niespodzianek.



Niestety - nie zachowały się zdjęcia z naszego pobytu w nadmorskim kurorcie w latach 70-tych XX w. Mam nadzieję, że fotografie z nieco późniejszego okresu (1981 r.) - przedstawiające moich rodziców, ciocię Lilkę i mnie w tatrzańskich krajobrazach - zrekompensują ten brak.

Collage. Autorzy fotografii (od górnej lewej, rzędami, po dolną prawą): JK, BB, JK, LN.



Beata Bigda
Wrocław, wrzesień 2007 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz